Sto lat później...
"Teraz zajdzie słońce Czarnego Legionu, a wzejdzie mojego" ~Evia
niedziela, 5 listopada 2017
niedziela, 8 października 2017
sobota, 7 października 2017
Zakończenie
Blog naliczył 17 rozdziałów, Prolog i Epilog. Myśle,że już czas zamknąć bloga. Mam nadzieję, że historia wam się spodobała i wciągneła.
A teraz podziękowania dla Emilki Uru, która dotrwała do końca i komentowała każdy post.
Dziękuje!!!
A jeśli chcecie więcej przygód naszej trójki piszcie pod tym postem!!
Pozdrawiam
A teraz podziękowania dla Emilki Uru, która dotrwała do końca i komentowała każdy post.
Dziękuje!!!
A jeśli chcecie więcej przygód naszej trójki piszcie pod tym postem!!
Pozdrawiam
niedziela, 1 października 2017
Epilog
Jasno zielona trawa porosła Lwią Ziemię. Była to trawa zwycięstwa i radości. Gdzie niegdzie rosły drzew, na których gnieździły się kolorowe ptaki. Antylopy i zebry pasły się na ogromnych łąkach. Lwia Ziemia nie była tak szczęśliwa od wielu, wielu lat. Przyjemne promienie wpadało po kolei do jaskini zaspanych lwów. Fioletowooiki wstał z posłania i ziewną leniwie. Popatrzył z rozkoszą na śpiącą żonę trzymającą w łapach białe lwiątko. Jakie ono było do niej podobne. Król powoli powędrował nad wodopój. Obmył się z kurzu i udał się na polowanie. Patrząc na uciekające antylopy pomyślał " Kiedy te szałaputy zatrzymają się chociarz na chwilę!". Wkurzony i głodny lew wrócił do jaskini gdzie zastał obudzoną żonę kąpiącą malucha.
-Wiesz że to dziś?
-Tak wiem
Król usiadł na brzegu skały i przywitał się ze starą Małpą.
-Zebrali się wszysycy?- zapytał.
-Tak można zaczynać- oznajmił lew.
I tak jak to miało miejsce 100 lat temu odbyła się prawdziwa ceremonia.
Król i królowa zasiedli za szamanką, która podniosła malucha do góry aby pokazać go duchom przeszłość.Nimfa szepneła
" Wysztkie uczynki zamazaliśmy tym dobrem" Wszystkie zwierzęta oddały pokłon przyszłemu władcy. Lwia Ziemi wreszcie mogła cieszyć się szczęściem.
-Wiesz że to dziś?
-Tak wiem
Król usiadł na brzegu skały i przywitał się ze starą Małpą.
-Zebrali się wszysycy?- zapytał.
-Tak można zaczynać- oznajmił lew.
I tak jak to miało miejsce 100 lat temu odbyła się prawdziwa ceremonia.
Król i królowa zasiedli za szamanką, która podniosła malucha do góry aby pokazać go duchom przeszłość.Nimfa szepneła
" Wysztkie uczynki zamazaliśmy tym dobrem" Wszystkie zwierzęta oddały pokłon przyszłemu władcy. Lwia Ziemi wreszcie mogła cieszyć się szczęściem.
17.Duchy z przeszłości i klęska zielonookiego
Wszystkie pyski były skierowane ku niebu. Wszystkie oczy były szeroko otwarte. Twarze lwów nie kryły zdumienia, zachwytu i lęku. Na wiecznie szarym niebie rozbłysły żółte i pomarańczowe promienie. Oświetliły całą Ziemię Śmierci.
-Władcy- westchneła Evia zzadowoleniem.
-Duchy niebieskie- wydusiła pełna zachwytu Satyni.
-Szkoda, że tego nie widzisz-szepneła Moama będąc już bardzo daleko od Lwiej Skały.
Z nieba jak zza drzwi wyszły lwy i lwice.
Gdy ich łapy dotkneły suchej ziemi ich przezroczste ciała nabrały intęsywnych kolorów.
Po paru minutach zachwytu, Czarny Legion zrozumiał, że to pomoc dla zdrajców. Vori jako pierwszy zaatakował pierszego ducha- Skaze.
-Podobny jesteś do mnie-rzekł spokojnie Taka-Ale ja się zmieniłem i mam nadzieję,że ty też to uczynisz
Szary lew wbił pazury w ducha,ten jednak zaśmiał się.
-Głupi jesteś Vori-wszyscy władcy podeszli do przypadkowych lwów z Ostatniego Legionu i weszli do serc dobrych lwów.
Walka odnowiła się na nowo, jednak Ostatni Legion miał wreszcie przewage.
OCZAMI ERNA
Nabrałem sił,moje bolesne rany zagoiły się niemożliwie szybko. Podświadomość kazała mi isć na czubek skały i stoczyć walke z Zarysem. Trudno mi było ominąć pole bitwy. Moja matka była u mnie w sercu to ona nadał mi tyle siły. W końcy dotarłem do miejsca gdzie stał Zarys i zdaje się,że czekał na mnie.
-Jesteś-sykną szyderczo lew.
-Chce pomścić Matke i Loksjego i tych wszystkich co zabiłeś- ryknołem i zbliżyłem się do władcy. Walka była krwawa. Gdy już miałem pokiereszowane ucho i krew lała się ze mnie jak wodospad z zamglonymi oczami nie patrząc co robie popchnołem lwa na głaz, z którego zleciał drugi mniejszy. Zarys został nim przygnieciony. Opadłem z sił. Leżałem tak pół godziny chyba płakałem z bólu. Nie wiem jak to się stało ale wstałem i zepchnołem kamień z pleców lwa. Zarys kaszlał i dyszał. Miał duże drgawki.
-Dziękuje-szepną.
-Za co?- zapytałem nie rozumiejąc o co chodzi.
-Za śmierć- lew uśmiechną się łagodnie.
-Zaza....za śmierć?
-Tak tylko ona mogła mnie uwolnić synku
Patrzyłem na zielonookiego w szoku. Gadał on dziwne rzeczy i nie w jego stylu.
-To pewnie zasadzka
-Nie mój chłopcze. Moja dusza była uwięziona przez boga zła Mabaya. Tylko śmierć mogła mnie uwolnić od niego. Gdzie jest Satyni?
-Twoja córka tak?
-Tak. Byłem dla niej okrutny i okrutny dla jej matki-lew zapłakał-Zabiłem ją
-Nie ty tylko Mabaya-zaprzeczyłem.
-Jak mogłem na to pozwolić. Kochałem ją była dla mnie wszystkim
-Jeśli naprawde wstąpił w ciebie ten demon i zawładną ciałem i duszą to dlatego siałes zło i cierpienie i zabiłeś,to znaczy ten demon zabił moją matkę
-Erama, zabiłem ją tymi łapami,moją ukochaną Erame, a później kazałem wyrzucić do rzeki nasze dzieci-lew wycisną ostatnią łze.
-To znaczy że Mirakel nie jest moim ojcem?
-Evi i Erno jesteście moim dziećmi-sapną lew.
-I przez te wszystkie lata nie myslałeś o nas?- do moich oczu cisneły się łzy.
-Napraw to co zniszczyłem, przeproś Moame ode mnie, prosze
-Zar... Ojcze- pochyliłem głowę nad ciałem-Zabiłem cię, przeepraszam
-Tylko śmierć była dla mnie zbawieniem, jestem ci wdzęczny że zabiłeś mnie
-Tato
-Pozdrów ode mnie siosry
-Tato!
-Dziękuję
Lew zamkną oczy i umarł. Umarł z uśmiechem na twarzy. Z jego ciała wyparowała ciemna smuga i powędrowała do góry, poczółem jak z mojego serca wyleciał duch matki, który przeleciał nad ziemią i zniszczył czarną smuge- Boga zła.
Ziemia Śmierci ociekła krwią. Stanołem na czubku skały i krzyknołem:
-Zarys nie żyje!!!!
Wszystkie twarze zostły skierowane na mnie. Czarny Legion zaprzestał walk. Nie mieli po co walczyć, nie mieli dla kogo walczyć. Z serc lwów wyszli władcy i rozpuścili się w ziemi.
-:-
Gdy Erno zszedł do lwów Haren i Evia uśmiechneli się lekko do lwa. To był koniec wszelkiego zła.
-Albo nawrócicie się albo zostaniecie zesłani na wieczne potępienie-oznajmił Erno. Do Ostatniego legionu dołączył Syriusz i pare innych lwów. Reszta nie chciała mieć doczynienia z Ziemią Śmierć i odeszła w swoją stronę.
-Satyni- zacząn Erno- Zarys był twoim ojcem
-Niestety-mrukneła lwica.
-Ja też i Evia-tu lew spojrzał na białą.
-Nie waszym ojcem był Mirakel byłam jego żoną
-Nie. Gdy uszkodziłem Zarysa wyznał mi że Erama była naszą matką a w jego dusze wstąpił bóg zła. To prawda
-To kim był Mirakel?
-Zapewne mężem Eramy ale nie mieli dzieci wszystko było udawane- rzekła Evia.
-:-
Beżowa lwica upadła na ziemię w raz z ciałem męża.
-Już niedługo cię zobacze, Loksi- szepneła i odeszła do świata, z którego nikt nie wraca.
A w oddali było słychać jej głos:
" Synku napraw to co zostało zniszczone
Kocham cię"
Haren poczół ukucie w sercu- Mamo, postaram się
Nastała już noc. Deszcz dalej padał i zmywał nienawiść z Ziemi Śmierci.
Trzy lwy staneły na czóbku skały i rykneły donośle.
-Udało nam się- powiedziała Evia po zakończeniu ryku.
-Ponieśliśmy wiele strat- przyznał Haren.
-Ale warto było- Erno rykną jeszcze raz a dwa pozostałe lwy uczyniły to samo.
-Asanto udało nam się- Nimfa poklepała małą.
-Moja mamusia, znowu poczółam ukucie w sercu-lwiątko zapłakało mocno.
-Ona zawsze będze w twoim sercu
-:-
Rozdział mega krótki. Pewnie zadziwi was to co się tu wydarzyło i może wam się wydawać naciągany. Jednak pomysł był już dawno ale za krótki. No nic czasem tak musi być.
-Władcy- westchneła Evia zzadowoleniem.
-Duchy niebieskie- wydusiła pełna zachwytu Satyni.
-Szkoda, że tego nie widzisz-szepneła Moama będąc już bardzo daleko od Lwiej Skały.
Z nieba jak zza drzwi wyszły lwy i lwice.
Gdy ich łapy dotkneły suchej ziemi ich przezroczste ciała nabrały intęsywnych kolorów.
Po paru minutach zachwytu, Czarny Legion zrozumiał, że to pomoc dla zdrajców. Vori jako pierwszy zaatakował pierszego ducha- Skaze.
-Podobny jesteś do mnie-rzekł spokojnie Taka-Ale ja się zmieniłem i mam nadzieję,że ty też to uczynisz
Szary lew wbił pazury w ducha,ten jednak zaśmiał się.
-Głupi jesteś Vori-wszyscy władcy podeszli do przypadkowych lwów z Ostatniego Legionu i weszli do serc dobrych lwów.
Walka odnowiła się na nowo, jednak Ostatni Legion miał wreszcie przewage.
OCZAMI ERNA
Nabrałem sił,moje bolesne rany zagoiły się niemożliwie szybko. Podświadomość kazała mi isć na czubek skały i stoczyć walke z Zarysem. Trudno mi było ominąć pole bitwy. Moja matka była u mnie w sercu to ona nadał mi tyle siły. W końcy dotarłem do miejsca gdzie stał Zarys i zdaje się,że czekał na mnie.
-Jesteś-sykną szyderczo lew.
-Chce pomścić Matke i Loksjego i tych wszystkich co zabiłeś- ryknołem i zbliżyłem się do władcy. Walka była krwawa. Gdy już miałem pokiereszowane ucho i krew lała się ze mnie jak wodospad z zamglonymi oczami nie patrząc co robie popchnołem lwa na głaz, z którego zleciał drugi mniejszy. Zarys został nim przygnieciony. Opadłem z sił. Leżałem tak pół godziny chyba płakałem z bólu. Nie wiem jak to się stało ale wstałem i zepchnołem kamień z pleców lwa. Zarys kaszlał i dyszał. Miał duże drgawki.
-Dziękuje-szepną.
-Za co?- zapytałem nie rozumiejąc o co chodzi.
-Za śmierć- lew uśmiechną się łagodnie.
-Zaza....za śmierć?
-Tak tylko ona mogła mnie uwolnić synku
Patrzyłem na zielonookiego w szoku. Gadał on dziwne rzeczy i nie w jego stylu.
-To pewnie zasadzka
-Nie mój chłopcze. Moja dusza była uwięziona przez boga zła Mabaya. Tylko śmierć mogła mnie uwolnić od niego. Gdzie jest Satyni?
-Twoja córka tak?
-Tak. Byłem dla niej okrutny i okrutny dla jej matki-lew zapłakał-Zabiłem ją
-Nie ty tylko Mabaya-zaprzeczyłem.
-Jak mogłem na to pozwolić. Kochałem ją była dla mnie wszystkim
-Jeśli naprawde wstąpił w ciebie ten demon i zawładną ciałem i duszą to dlatego siałes zło i cierpienie i zabiłeś,to znaczy ten demon zabił moją matkę
-Erama, zabiłem ją tymi łapami,moją ukochaną Erame, a później kazałem wyrzucić do rzeki nasze dzieci-lew wycisną ostatnią łze.
-To znaczy że Mirakel nie jest moim ojcem?
-Evi i Erno jesteście moim dziećmi-sapną lew.
-I przez te wszystkie lata nie myslałeś o nas?- do moich oczu cisneły się łzy.
-Napraw to co zniszczyłem, przeproś Moame ode mnie, prosze
-Zar... Ojcze- pochyliłem głowę nad ciałem-Zabiłem cię, przeepraszam
-Tylko śmierć była dla mnie zbawieniem, jestem ci wdzęczny że zabiłeś mnie
-Tato
-Pozdrów ode mnie siosry
-Tato!
-Dziękuję
Lew zamkną oczy i umarł. Umarł z uśmiechem na twarzy. Z jego ciała wyparowała ciemna smuga i powędrowała do góry, poczółem jak z mojego serca wyleciał duch matki, który przeleciał nad ziemią i zniszczył czarną smuge- Boga zła.
Ziemia Śmierci ociekła krwią. Stanołem na czubku skały i krzyknołem:
-Zarys nie żyje!!!!
Wszystkie twarze zostły skierowane na mnie. Czarny Legion zaprzestał walk. Nie mieli po co walczyć, nie mieli dla kogo walczyć. Z serc lwów wyszli władcy i rozpuścili się w ziemi.
-:-
Gdy Erno zszedł do lwów Haren i Evia uśmiechneli się lekko do lwa. To był koniec wszelkiego zła.
-Albo nawrócicie się albo zostaniecie zesłani na wieczne potępienie-oznajmił Erno. Do Ostatniego legionu dołączył Syriusz i pare innych lwów. Reszta nie chciała mieć doczynienia z Ziemią Śmierć i odeszła w swoją stronę.
-Satyni- zacząn Erno- Zarys był twoim ojcem
-Niestety-mrukneła lwica.
-Ja też i Evia-tu lew spojrzał na białą.
-Nie waszym ojcem był Mirakel byłam jego żoną
-Nie. Gdy uszkodziłem Zarysa wyznał mi że Erama była naszą matką a w jego dusze wstąpił bóg zła. To prawda
-To kim był Mirakel?
-Zapewne mężem Eramy ale nie mieli dzieci wszystko było udawane- rzekła Evia.
-:-
Beżowa lwica upadła na ziemię w raz z ciałem męża.
-Już niedługo cię zobacze, Loksi- szepneła i odeszła do świata, z którego nikt nie wraca.
A w oddali było słychać jej głos:
" Synku napraw to co zostało zniszczone
Kocham cię"
Haren poczół ukucie w sercu- Mamo, postaram się
Nastała już noc. Deszcz dalej padał i zmywał nienawiść z Ziemi Śmierci.
Trzy lwy staneły na czóbku skały i rykneły donośle.
-Udało nam się- powiedziała Evia po zakończeniu ryku.
-Ponieśliśmy wiele strat- przyznał Haren.
-Ale warto było- Erno rykną jeszcze raz a dwa pozostałe lwy uczyniły to samo.
-Asanto udało nam się- Nimfa poklepała małą.
-Moja mamusia, znowu poczółam ukucie w sercu-lwiątko zapłakało mocno.
-Ona zawsze będze w twoim sercu
-:-
Rozdział mega krótki. Pewnie zadziwi was to co się tu wydarzyło i może wam się wydawać naciągany. Jednak pomysł był już dawno ale za krótki. No nic czasem tak musi być.
piątek, 15 września 2017
16. Walka umysłem
OCZAMI ASANTY
Siedziałam cicho za kamienień tak jak mi kazał brat. Patrzyłam przerażona jak giną lwy, wszędzie była krew, sama do końca nie rozumiałam o co chodzi, po co to wszystko. Nagle poczółam jak moje ucho przesiąkło zimną wodą, podniosłam swój mały łepek w góre,z nieba leciała woda! Nigdy nie widziałam czegoś takiego, ale był to dla mnie widok piękny coś oznaczał, jednak moja radość z deszczu nie trwała długo, coś ukuło mnie w moje małe dziecięce serduszko. Bolało i to bardzo, wydawało mi się, że ktoś był smutny, widziałam moją mame na samej górze skały. Pochylała się, nie wiem po co i czemu, nie widziałam też czy jest smutna czy radosna, ciężko była to zauważyć. Posiedziałam jeszcze chwilę w ukryciu aż nie wytrzymałam. Podniosłam swój kuperek i ruszyłam bezgłośnie. Nie wiem czemu ale bardzo pragnełam pójść do tej starej zwariowanej małpy, która zostawiła mi pod okiem cztery lub trzy ( nie umiem zadobrze liczyć) kropki. Zwinnie ominełam pole bitwy tak aby nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nie wiem jak i w jakim czsie znalazłam się przy baobabie. To tu niedaleko ta staruszka spotkała mnie i moją mamę. Drzewo miało szczeline,otwór przykryte ogromnym zeschniętym liściem. Bez zastanowienia weszłam ostrożnie do środka. Po paru minutach moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, widziałam dużo ziół,owoców i dziwnych kolorowych mazi. Gdy tak zwiedzałam mieszkanie staruszki ujżałam ścianę, a na niej namalowne lwiątko. Było też więcej lwów ale było one znacznie dalej niż malec. Przyjżałam się dokładnie malowidłu
Siedziałam cicho za kamienień tak jak mi kazał brat. Patrzyłam przerażona jak giną lwy, wszędzie była krew, sama do końca nie rozumiałam o co chodzi, po co to wszystko. Nagle poczółam jak moje ucho przesiąkło zimną wodą, podniosłam swój mały łepek w góre,z nieba leciała woda! Nigdy nie widziałam czegoś takiego, ale był to dla mnie widok piękny coś oznaczał, jednak moja radość z deszczu nie trwała długo, coś ukuło mnie w moje małe dziecięce serduszko. Bolało i to bardzo, wydawało mi się, że ktoś był smutny, widziałam moją mame na samej górze skały. Pochylała się, nie wiem po co i czemu, nie widziałam też czy jest smutna czy radosna, ciężko była to zauważyć. Posiedziałam jeszcze chwilę w ukryciu aż nie wytrzymałam. Podniosłam swój kuperek i ruszyłam bezgłośnie. Nie wiem czemu ale bardzo pragnełam pójść do tej starej zwariowanej małpy, która zostawiła mi pod okiem cztery lub trzy ( nie umiem zadobrze liczyć) kropki. Zwinnie ominełam pole bitwy tak aby nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nie wiem jak i w jakim czsie znalazłam się przy baobabie. To tu niedaleko ta staruszka spotkała mnie i moją mamę. Drzewo miało szczeline,otwór przykryte ogromnym zeschniętym liściem. Bez zastanowienia weszłam ostrożnie do środka. Po paru minutach moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, widziałam dużo ziół,owoców i dziwnych kolorowych mazi. Gdy tak zwiedzałam mieszkanie staruszki ujżałam ścianę, a na niej namalowne lwiątko. Było też więcej lwów ale było one znacznie dalej niż malec. Przyjżałam się dokładnie malowidłu
Było bardzo daleko od innych, obejżałam te, które były dalej. Dużo ich było, jedne miały czarne grzywy inne zaś rude, lwy byłu różne stare i młode, dobre i złe. Przeniosłam wzrok na osobny malunek. Lwiątko było brązowe,miało jasnofioletowe oczy, było zabójczo podobne do mnie. Czy to byłam ja? Sama nie wiem. Jeśli tak to czemu tak daleko od innych i dlaczego bez mamy? Nic nie rozumiałam. Siedziałam tak jeszcze chwile sama, aż do drzewa ktoś wszedł. Jednym susem schowałam się za stertą ziół.
-Wiem, że tu jesteś-powiedział ktoś, jego głos wydawał się przyjazny. Wychyliłam lekko głowe zza ziół-Wyjdź prosze
-A jeśli nie wyjde?- zapytałam niepewnie.
-To poczekam aż zgłodniejesz- ten ktoś wziął do łap kawałek owoca. Ślinka pociekła mi na sam widok. Postanowiłam więc spróbować.
-Mogła bym kawałek?
-Oczywiście- ten ktoś wysuną łape z owocem, szybkim ruchem złapałam ząbkami "zdobycz".
-Wiem kim jesteś- oznajmił ktoś.
-Jak możesz to wiedzieć?- zapytałam przegryzając fioletowy owoc.
-Jestem szamanem, ja dużo wiem Asanto
-A ty kim jesteś?
-Pomyśl
Pomyślałam chwile- Jesteś tą zwariowaną małpą?
-Jeśli już to mądrą małpą- poprawiła oschle szamanka i podeszła do mnie- Co tu robisz?
-Tam jest wojna i...
-Dalej?- przerwała małpa-Zapada już zmrok, a oni wojują?
-No chyba tak- odparłam bez zainteresowania
-Wygrywają?
-Z tego co zrozumiałam to raczej nie
-Trzeba im pomóc- małpa,nie wiem jak to zrobiła, ale jednak zrobiła włączyła lub zrobiła jasność. Otworzyłam pyszczek ze zdumienia.
-Pomożesz im w tym- małpa wskazała na mnie i wzieła długi kij z grzechotką.
-Ja? Ja nie umiem walczyć ja jestem...
-Umiesz walczyć umysłem, spróbuj
-:-
Lwica pochylała się dalej nad mężem, płakała, płakała tak mocno że serca jej bliski coś kuło.
-Dlaczego?- zapytała Moama. Sama nie wiedziała do kogo skierowała to pytanie.
-Zasłużył- powiedział Zarys wstając z ziemi.
-Jak możesz- warkneła- Dlaczego go zabiłeś?
-Zasłużył- lew otrzepał futro, po czym spojrzał na martwe ciało
-Jesteś głupcem!- krzykneła wściekle lwica.
-Jezu,przepraszam- lew powiedział to czóle i z poczuciem winny, jego oczy były przerażone.
-Słucham?- Moama spojrzała na króla.
-AŁA!!!-krzykną zielonooki i upadł na ziemie- Prosze zostaw mnie- szepną król.
-Co powiedziałeś?- zdumiona królowa , wciąż zapłakana, podeszła niepewnym krokiem do lwa.
Zarys leżał sparaliżowany,jego oczy zmieniały odcień z jasnego zielonego na ciemny zielony. Moama przyjżała się dokładnie. -Czy ty?
-W...ybacza... mi-zadrżał lew wymawiając z trudem słowa.
-Że co?- lwica nie dowierzała- coś knujesz.
-Nie... Eramo prosze- sapną król.
-Do kogo ty mówisz?-warkneła królowa.
-Dlaczego mi to robisz?- zapytał żałośnie król.
Lwica spojrzała ostatni raz na Zarysa i podeszła do martwego ciała. Moama zacisneła zęby aby nie pozwolić sobie napłacz, po czym z trudem wzieła na swoje barki ciało. Nie było takie ciężkie jak zdawało się.
-Nie nawidze cię-sykneła do Zarysa i ostrożnie zeszła z czóbka skały.
Walka trwała dalej, jednak królowa nie przejmowała się tym, niosła teraz martwe ciało kogoś bliskiego, kogoś kogo naprawde kochała.
OCZAMI ERNA
To co teraz czułem było nie do opisania. Byłem mordercą zabijałem inne lwy. Byli i są Demonami ale jeśli ktoś bardzo zechce to stanie się kimś dobrym. Czarny legion zrobił mnóstwo szkud ale ja nie potrafiłem zabijać. Na moich oczach gineły lwy te dobre i te złe,ale co zrobić świat jest dla nas podły.
Walnąłem łapą pysk Voriego, który upadł w kałurze krwi.
-Jesteś zarazą, która rozprzestrzenia się między uczciwymi lwami- sapną Vori wstając ciężko z ziemi.
-A ty jesteś grzybicą pod paznokciem Nimfy- uśmiechnołem się szyderczo i podstawiłem noge siwemu. Lew wyrżną orła i zarył pyskiem we krwi. Zostawiłem grzybice samą i ruszyłem na pomoc Gai, która znalazła się w ślepym zaułku.
-Masz może siostre?- zapytałem lwa zbliżającego się do Gai.
-Tak, a co?- odpowiedział zbity z tropu.
-To powiedz jej że zad to ma jak betoniara- puściłem oczko do lwicy, po czym wskoczyłem z pazurami na wsciekniętego lwa. Walak była ostra. Byłem słabszy i mniejszy. Lew zakleszczył swoje zęby na moim uchu,syknąłem i kopnołem lwa tam gdzie najbardziej boli. Zabójca aż usiadł z bólu,co wykorzystłem i podrapałem mu brzydką morde. Lew piskną po czym powalił mnie na łopatki i zaczą mi wyrywać grzywe. Odwzajemniłem mu się złamaniem łapy. Z trudem odepchnołem napastnika i skoczyłem mu na przednią prawą łape łamiąc ją. Lew leżał i sapał, patrzyłem na niego. Odczytałem z jego oczu zmęczenie, błaganie o litość. Stałem bezradnie i patrzyłem jak cierpi. Nie mogłem wytrzymać. Złapałem za kark napastnika i przeciągnołem go w mniej brutalne miejsce.
-Zabijesz mnie teraz?- zapytał lew patrząc na mnie podejrzanie.
-Jak cie zwą?
-Syrius-odpowiedział obojętnie i spóścił łeb.
-Pokaż tą łape- poleciłem i przyjrzałem się okalrczonej łapie-Pewnie cie bolało?
-Nawet nie wiesz jak bardzo-sykną.
Przysunołem łape bliżej do siebie. Wziołem dwa spruchniałe patyki i przyłożyłem je do kończyny Syriusa, a następnie owinołem to ogromnym piórem znalezionym w pobliżu skał.
-Nie możesz teraz walczyć-oświadczyłem.
-Jesteś inny niż my- zauwarzył lew i zasną.
Zostawiłem lwa i ruszyłem na pomoc innym.
OCZAMI ASANTY
-Popatrz w gwiazdy- rzekła staruszka i wskazała na niebo- To właśnie tam są wszyscy zmarli.
-Naprawde?
-Tak Asanto, teraz zaczniesz walczyć umysłem, pomyśł czego najbardziej pragniesz
Rozejrzałam się do okoła. Siedziałam na czóbku Baobabu ze zwariowaną małpiszonką. W oddali toczyła się walka.
Zacisnełam zęby i powieki. Myślałam i to bardzo mocno. Cały czas powtarzałam w myślach to czego pragne. Wyobrażałam to sobie z najmniejszymi szczegółami.
Światło oślepiło moje oczy, odruchowo schowałam łeb w łapach.
-Spróbój jeszcze raz
Po głowie wędrowało mi to czego chciałam.
Światło znowu mnie oślepiło jednak spojrzałam na niebo.
Na niebie ukazało się mnóstwo głów lwów.
-Wow!- otworzyłam pyszczek ze zdumienia
-Jesteśmy z tobą Asanto- oznajmił melodyjny głos.
-:-
No i 16 rozdział skończony, mam nadzieje że ciekawszy niż poprzedni.
1.Czego spodziewacie się w kolejnym rozdziale?
2. Co sądzicie o dziwnym zachowaniu Zarysa.
3.Czy podoba wam się narracja
bohaterów?
4.Czy podoba wam się nowy wygląd bloga?
Pozdrawiam.
wtorek, 12 września 2017
sobota, 9 września 2017
15. Śmierć bliskiego
Czarny lew podszedł do króla, patrząc na niego spode łba.
-Jak możesz...
-A więc to ty jesteś ojcem tego dziecka, mogłem się domyśleć-szepną lew tak aby nikt nie usłyszał
Loksi kiwną twierdząco głową. Dwa lwy patrzyły na siebie wściekle, byli gotowi do walki. Czerwonooki wysuną pazury i warkną cicho-To już czas- lew wtopił ostre pazury w bok króla. Zarys rykną z bólu,rozpoczeła się walka, krwista walka.
Czarny Legion przystąpił do gry.
-Erno gdzie idziesz?-zapytała Evia przedzierając się przez walczące lwy.
-Do Moamy, nie idź za mną- brat znikną lwicy z oczu.
-:-
-Możemy iść?- zapytała dosyć młoda lwica.
-Jeszcze chwila-Haren ukrywał się wraz z garstką stada za wielkimi kamieniamy leżącymi u podnóża skały.
-:-
Młody lew z trudem wdrapał się na skałe aby móc zobaczyć Moame.
Lwica leżała, a obok niej stały Gaja i Stayni,wierne przyjaciółki.
-Czy ja odchodze? Jestem słaba- powiedziała cicho i nie wyraźnie królowa.
-Nie jesteś słaba- zaprzeczył Erno podchodząc do trzech lwic.
-Mój drogi Erno tylko widok twój i Harena doda mi sił- na pysku Moamy zakwitniał mały uśmiech.
-Musisz wstać,potrzebują cię, twój syn cię potrzebuje- rzekła Satyni.
-Mój syn mnie nie nawidzi-oznajmiła Moama i zamkneła oczy.
-Nie, prosze nie!-krzyczał Erno.
-Była wspaniałą królową-Satyni pochyliła głowe nad ciałem, z jej oka wyleciała łza, która wylądowała na nosie Moamy.
Stał się cud! Lwica wstała o własnych siłach.
Stał się cud! Lwica wstała o własnych siłach.
-Jak ty to zrobiłaś?- zapytała Gaja spoglądając z podziwem i zdziwieniem na córke Zarysa.
-Nie mam pojęcia-Satyni spojrzała na Moame-Dasz rade walczyć?
-Myśle, że tak-królowa wysuneła pazury.
-Jakim cudem...?- Erno wybałuszył oczy.
-Nie mam pojęcia ale zawsze od urodzenia robiłam dziwne rzeczy-przyznała Satyni.
-Nie mamy czasu na gadanie trzeba pomóc innym- królowa rozejrzała się wokół siebie -Gdzie jest Loksi?
-Tam na górze!-krzykneła Gaja wskazując dużą półke skalną.
-Ide tam-rzekła królowa i kiedy miała pobiedź pomóc mężu, Erno zatrzymał ją.
-Erno ja muszę
-Tylko uważaj na siebie-Erno uśmiechną się łagodnie,po czym odsuną się od przyjaciółek Moamy i rykną doniośle.
-Szybko, to znak-stwierdził Storm i pogonił stado gotowe do walki.
Mała bitwa zrodziła się w wojne, to poraz pierwszy od tysiąca lat dobre lwy zaatakowały złe! Nigdzie nie brakowało rozlewu krwi, dosyć dobrze było słychać odgłos łamanych kości. Walka była dosyć niesprawiedliwa, ponieważ Czarny Legion był o wiele większy i silniejszy, ale czego nie zrobią lwy aby wywalczyć pokój i wolność.
-Już czas?-zapytała ponownie młoda lwica.
-Tak, już czas-stwierdził fioletowooki i garstka lwów ruszyła do akcji.
OCZAMI HARENA
Ja i garstka lwów wyszliśmy zza kamieni, nikt nas nie zauważył. Szedłem spokojnym krokiem, a za mną stadko. Starałem zachować spokój, było to jednak bardzo trudne, na moich oczach gineli znajomi, przyjaciele, rodzina.
-Haren, oni mają przewagę czas im pomóc- otparła moja babcia.
Nic nie odpowiedziałem, kiwnołem tylką głową. Lwy ruszyły do walki, ja sam zostałem. Sam nie wiem co czułem, strach, nienawiść? A może bezradność? Te dosyć duże czarne bestie nie były zwykłymi głupimi hienami, oni byli od małego hodowani na zabójców. Nie mogąc patrzeć na rozlaną krew ruszyłem do walki. Dwa szare lwy wyskoczyły na mnie z pazurami. Stanąłem na dwóch łapach i uderzyłem jednego lwa w pysk. Stary lew upadł, drugi trochę młodszy od tamtego wskoczył mi na plecy i wgryzł swoje czerwone od krwi zęby w mój kark. Ryknąłem z bólu i upadłem na ziemię. Z karku sączyła się krew, zacisnąłem zęby i z nienawiścią żuciłem się na lwa, który przegryzł mi kark. Jednak lew już leżał został pokonany przez Gaje, która uśmiechneła się do mnie.
-Wszystko w porządku?- zapytała pogodnie jak by wojny nie było.
-Powiedzmy-uśmiechnąłem się, w duszy wybuchłem śmiechem, lwica zachowywała się jakby była na porannym spacerku.
Przedarłem się przez walczące lwy. Moje łapy toneły w kałurzy krwi. Na ziemi leżały martwe lwy. Rozpoznałem pare, były to lwy z Rajskiej Wyspy i moi przyjaciele z dzieciństwa. Odwróciłem łeb aby nie patrzeć na zwłoki, przegrywaliśmy. Nagle zobaczyłem małe lwiątką było przerażone i mokre od krwi. Ruszyłem co sił w łapach aby uratować maleństwo.
-Co tu robisz?-zapytałem czule malucha. Lwiątko odwróciło główkę w moją stronę.
-Boję się,chce do mamy- maleństwo zapłakało. Tym małym lwiątkiem była moja siostra! Bez zastanowienia złapałem malucha i oddaliłem się od pola bitwy.
-Co tam robiłaś?-powtórzyłem pytanie kładąc lwiątko na kępke trawy.
-Szukałam mamy, zabijesz mnie?-dziecko wciąż płakało.
-Nie zabije-wziąłem głęboki oddech- jestem twoim bratem Asanto.
-Haren? Troche inaczej sobie ciebie wyobrażałam- stwierdziła.
-Nie możesz iść tam jest niebezpiecznie. Rozumiesz?
-Rozumiem-dziecko pochyliło głowę.
-Kto się tobą zajmie?-pomyślałem na głos, a mała spojarzała na mnie, coś ją olśniło.
-Może ta stara małpa się mną zajmie
-Jaka małpa?
-Szamanka, ja wiem gdzie to jest
-Nie lepiej nie, zchowaj się za tym głazem i nie wychodź! Jasne?
-:-
Zarys wgryzł się w ciało generała.
-Zdrajco!-warkną i przydeptał ogon lwu.
Loksi nie słuchał króla, tracił już siłe, czół jak jego powieki zaraz opadną,nogi mu drżały z bólu.
-Żegnaj, generale-sykną Zarys i popchną lwa tak, że nie miał już siły wstać-Miło było
-Nie!- rykneła Moama i skoczyła na Zarysa powalając go na ziemie, daleko od Loksjego.
-Loksi-szepneła.
-Jesteś tu?
-Tak jestem przy tobie-lwica pochyliła się nad lwem.
-Kocham cię
-Loksi, prosze
-Byłem złym lwem- czerwonooki mówił co raz ciszej-Ale dzięki tobie, stałem się dobrym lwem, Aniołku.
-Nie Loksi!!Musisz żyć,Asanta musi cie poznać,Kocham cię!-Moam krzyczała, do oczu napływały jej łzy.
-Czuje, że już zabierają mnie tam
-Nie!! Zostań tu jeszcze- szlochała lwica.
-Zasłużyłem-powiedział spokojnie lew.
-Potrzebujemy cie, prosze zostań! Nie zostawiaj mnie!
-Aniołku
-Prosze- szepneła lwica i otarła swoją głowę o głowe męża-Prosze
Na niebie pojawiły się chmury i spadł deszcz. Tak deszcz, którego nie było już bardzo długo. Królowa klęczała nad martwym mężem,po jej policzkach pociekały łzy zmieszane z kroplami deszczu. Lwica zamknęła oczy, ktoś bliski jej sercu odszedł, był kiedyś demonem,a teraz aniołem. Nie teraz nie, teraz jest duchem, który zamieszka w sercu Moamy, Harena, Erna i Asanty. Lwica klęczała dalej, a u podnóża skały dalej toczyła się wojna.Czy wojan się skończy tego nikt nie wie.
-:-
I co sądzicie o rozdziale? Mam nadzieję, że nie nudny :) Tak wiem koniec nie jest wesoły, ale tak właśnie wygląda wojna.
Teraz rozdziały będą dodawane co sobote.
1.Czy Moama pogodzi się ze śmiercią Loksjego?
2.Kiedy skończy się wojna?
3.Jak myślicie skond tyle złości w sercu Zarysa?
Pozdrawiam.
-Myśle, że tak-królowa wysuneła pazury.
-Jakim cudem...?- Erno wybałuszył oczy.
-Nie mam pojęcia ale zawsze od urodzenia robiłam dziwne rzeczy-przyznała Satyni.
-Nie mamy czasu na gadanie trzeba pomóc innym- królowa rozejrzała się wokół siebie -Gdzie jest Loksi?
-Tam na górze!-krzykneła Gaja wskazując dużą półke skalną.
-Ide tam-rzekła królowa i kiedy miała pobiedź pomóc mężu, Erno zatrzymał ją.
-Erno ja muszę
-Tylko uważaj na siebie-Erno uśmiechną się łagodnie,po czym odsuną się od przyjaciółek Moamy i rykną doniośle.
-Szybko, to znak-stwierdził Storm i pogonił stado gotowe do walki.
Mała bitwa zrodziła się w wojne, to poraz pierwszy od tysiąca lat dobre lwy zaatakowały złe! Nigdzie nie brakowało rozlewu krwi, dosyć dobrze było słychać odgłos łamanych kości. Walka była dosyć niesprawiedliwa, ponieważ Czarny Legion był o wiele większy i silniejszy, ale czego nie zrobią lwy aby wywalczyć pokój i wolność.
-Już czas?-zapytała ponownie młoda lwica.
-Tak, już czas-stwierdził fioletowooki i garstka lwów ruszyła do akcji.
OCZAMI HARENA
Ja i garstka lwów wyszliśmy zza kamieni, nikt nas nie zauważył. Szedłem spokojnym krokiem, a za mną stadko. Starałem zachować spokój, było to jednak bardzo trudne, na moich oczach gineli znajomi, przyjaciele, rodzina.
-Haren, oni mają przewagę czas im pomóc- otparła moja babcia.
Nic nie odpowiedziałem, kiwnołem tylką głową. Lwy ruszyły do walki, ja sam zostałem. Sam nie wiem co czułem, strach, nienawiść? A może bezradność? Te dosyć duże czarne bestie nie były zwykłymi głupimi hienami, oni byli od małego hodowani na zabójców. Nie mogąc patrzeć na rozlaną krew ruszyłem do walki. Dwa szare lwy wyskoczyły na mnie z pazurami. Stanąłem na dwóch łapach i uderzyłem jednego lwa w pysk. Stary lew upadł, drugi trochę młodszy od tamtego wskoczył mi na plecy i wgryzł swoje czerwone od krwi zęby w mój kark. Ryknąłem z bólu i upadłem na ziemię. Z karku sączyła się krew, zacisnąłem zęby i z nienawiścią żuciłem się na lwa, który przegryzł mi kark. Jednak lew już leżał został pokonany przez Gaje, która uśmiechneła się do mnie.
-Wszystko w porządku?- zapytała pogodnie jak by wojny nie było.
-Powiedzmy-uśmiechnąłem się, w duszy wybuchłem śmiechem, lwica zachowywała się jakby była na porannym spacerku.
Przedarłem się przez walczące lwy. Moje łapy toneły w kałurzy krwi. Na ziemi leżały martwe lwy. Rozpoznałem pare, były to lwy z Rajskiej Wyspy i moi przyjaciele z dzieciństwa. Odwróciłem łeb aby nie patrzeć na zwłoki, przegrywaliśmy. Nagle zobaczyłem małe lwiątką było przerażone i mokre od krwi. Ruszyłem co sił w łapach aby uratować maleństwo.
-Co tu robisz?-zapytałem czule malucha. Lwiątko odwróciło główkę w moją stronę.
-Boję się,chce do mamy- maleństwo zapłakało. Tym małym lwiątkiem była moja siostra! Bez zastanowienia złapałem malucha i oddaliłem się od pola bitwy.
-Co tam robiłaś?-powtórzyłem pytanie kładąc lwiątko na kępke trawy.
-Szukałam mamy, zabijesz mnie?-dziecko wciąż płakało.
-Nie zabije-wziąłem głęboki oddech- jestem twoim bratem Asanto.
-Haren? Troche inaczej sobie ciebie wyobrażałam- stwierdziła.
-Nie możesz iść tam jest niebezpiecznie. Rozumiesz?
-Rozumiem-dziecko pochyliło głowę.
-Kto się tobą zajmie?-pomyślałem na głos, a mała spojarzała na mnie, coś ją olśniło.
-Może ta stara małpa się mną zajmie
-Jaka małpa?
-Szamanka, ja wiem gdzie to jest
-Nie lepiej nie, zchowaj się za tym głazem i nie wychodź! Jasne?
-:-
Zarys wgryzł się w ciało generała.
-Zdrajco!-warkną i przydeptał ogon lwu.
Loksi nie słuchał króla, tracił już siłe, czół jak jego powieki zaraz opadną,nogi mu drżały z bólu.
-Żegnaj, generale-sykną Zarys i popchną lwa tak, że nie miał już siły wstać-Miło było
-Nie!- rykneła Moama i skoczyła na Zarysa powalając go na ziemie, daleko od Loksjego.
-Loksi-szepneła.
-Jesteś tu?
-Tak jestem przy tobie-lwica pochyliła się nad lwem.
-Kocham cię
-Loksi, prosze
-Byłem złym lwem- czerwonooki mówił co raz ciszej-Ale dzięki tobie, stałem się dobrym lwem, Aniołku.
-Nie Loksi!!Musisz żyć,Asanta musi cie poznać,Kocham cię!-Moam krzyczała, do oczu napływały jej łzy.
-Czuje, że już zabierają mnie tam
-Nie!! Zostań tu jeszcze- szlochała lwica.
-Zasłużyłem-powiedział spokojnie lew.
-Potrzebujemy cie, prosze zostań! Nie zostawiaj mnie!
-Aniołku
-Prosze- szepneła lwica i otarła swoją głowę o głowe męża-Prosze
Na niebie pojawiły się chmury i spadł deszcz. Tak deszcz, którego nie było już bardzo długo. Królowa klęczała nad martwym mężem,po jej policzkach pociekały łzy zmieszane z kroplami deszczu. Lwica zamknęła oczy, ktoś bliski jej sercu odszedł, był kiedyś demonem,a teraz aniołem. Nie teraz nie, teraz jest duchem, który zamieszka w sercu Moamy, Harena, Erna i Asanty. Lwica klęczała dalej, a u podnóża skały dalej toczyła się wojna.Czy wojan się skończy tego nikt nie wie.
-:-
I co sądzicie o rozdziale? Mam nadzieję, że nie nudny :) Tak wiem koniec nie jest wesoły, ale tak właśnie wygląda wojna.
Teraz rozdziały będą dodawane co sobote.
1.Czy Moama pogodzi się ze śmiercią Loksjego?
2.Kiedy skończy się wojna?
3.Jak myślicie skond tyle złości w sercu Zarysa?
Pozdrawiam.
piątek, 1 września 2017
Taki sobie post
Witam, witam, witam. Trochę zaniedbałam bloga i was też. Rozdziały mogły być nieco chaotyczne. Nie odpisywałam na wasze komentarza i nie komentowałam ani nie czytałam waszych postów, za co bardzo przepraszam.
Powodem zaniedbania było lenistwo, zmęcznie, brak motywacji i ciężka choroba mojego psa,z którą dalej walczymy. Przez chorobe, był stres, zmęcznie i uczucie pustki był też taki moment, w którym wszystko straciło dla mnie sens nie tylko pisanie ale i jazda konna, którą kocham i wiele innych rzeczy. Więc mam nadzieję, że mi wybaczycie i też pomożecie motywacją do pisania rozdziałów,chciała bym widzieć, że wogule to czytacie i ta historia was wciągnęła. Oczywiście bardzo dziękuje Emilce Uru,która komentuje każdy post przez co mam motywacje do pisania. Opowieść jest pisana nie tylko dla mnie ale też i dla was. Weny mi nie zabrakło ( mam nawet już pomysł na drugi sezon tej historii) więc nie macie się co martwić, może kolejne rozdziały was nawet zaskoczą:) A i muszę przypomnieć, że zbliża się (niestety) okres szkolny przez co rozdziały będą dodawane nie tak często jak wcześniej.
Pozdrawiam i życzę miłych,ostatnich dni wakacji.
wtorek, 22 sierpnia 2017
14. Początek walki
Lwica rozejrzała się. Znalazła się w ciemnej ciasnej jaskini. Śmierdziało stęchlizną.
-Gdzie ja jestem?-pomyślała Evia i z trudem wstała z zimnej posadzki. Bolała ją głowa i odczuwała głód. Niebieskooka pomyślała chwilę, popatrzyła w sufity jaskini w jednym z rogu była mała dziurka. Więzień staną na dwóch tylnych łapach i przyłożył oko do dziurki. Błękitne oko księżniczki zarejestrowało niebo i gwiazdy, nie czekając Evia zaczęła wyjmować kamienie. Gdy pare z nich się obsuneło do jaskini ktoś wszedł.
-Kim jesteś?! I co ja tu robie?-serce Evi kołato ze źłości i strachu.
-Jesteś w jaskini, a mnie doskonale znasz-uśmiechną się lew.
-Chaka?- Evia odetchneła spokojnie-Wypuść mnie.
-Nie
-Co ja tu robie?- powtórzyła lwica podenerwowana.
-Chętnie zdradze ci mój plan-sykną z uśmieszkiem.
-Byliśmy przyjaciółmi!
-I prą narzeczonych!
-Tak, ale ty byłeś dla mnie najlepszm przyjacielem
-Mówiłaś, że mnie kochasz!- rykną Chaka.
-Ale jak brata, przyjaciela!
-Nie wybacze ci tego, zobaczysz co planuje!
-No to najpierw powiedz mi ten plan-Evia przyjeła inną taktyke.
-Zabije Harena, potem ciebie!
-Jasne, bardzo ciekawe. I ty miałeś zostać królem? Dobrze, że tak się nie stało bo jak by była wojna to byśmy wszyscy zgineli-zaśmiała się księżniczka.
-Nie rozumiesz! Zabije Harena!-sykną Chaka trochę zdziwiony reakcją Evi.
-Rozumiem, a zabijaj go sobie nikt dla mnie nie jest ważny
Chaka wytrzeszczył oczy
-Jednak kogoś kochasz?
-Owszem ,Erna-uśmiechneła się Evia.
-No to na nim się zemaszcze-myśli Chaki zaczęły się plontać.
-To mój brat- wyszczeżyła zęby lwica.
- Że, że... co?- Chaka ogłupiał.
-:-
-No gdzie ona jest?-zapytał żałośnie Erno.
-Przeszukaliśmy cały teren i nic. Erno, powinniśmy już iść-rzekła kremowa lwica.
-Ale Evia... Ja czuje ,że coś jej grozi
-Jeśli nie pójdziemy Zarys będzie dalej władał.
-Wiem
-Evia to cwana lwica napewno nas znajdzie, musimy już iść-powiedziała lwica.
-Tak władcy są z nią
Stado ruszyło, szło tak pare godzin.
-Baobab, tu odpoczniemy- oznajmił lew i usiadł zmęczony.
-Ooo, kogo ja tu widze!- ktoś z góry rykną śmiechem.
-Kim jesteś?- zapytał Erno. Wszystkie lwy zadarły głowy do góry.
-Musisz tu wejść.
-Zostańcie tu- Erno wysuną pazury i z trudem wdrapała się na szczyt drzewa.
-A teraz skacz!- polecił głos z dołu.
Zielonooki nabrał powietrza i wskoczył do środka Baobabu. Na ścianach drzewa widniało mnóstwo rysunków. W kontach drzewa leżały różnego rodzaju owoce i rośliny.
-A więc kim jesteś?- powtórzył Erno.
-Jestem Nimfa, skromna szamanka
Lew rozejrzał się, obok niego siedział złoty lew o granatowych oczach.
-Eee, to ty jesteś tą szamanką?-zapytał niepewnie Erno.
-Nie, ja jestem Storm-uśmiechną się lew-Nimfa to ta stara małpa
Lew wskazał na małpe siedzącą na grubej gałęzi.
-Ej, nie stara! Tak Erno ja jestem Nimfa-przywitała się małpa podchodząc do Erna.
-Skond wiesz jak się nazywam?
-Ja wszystko wiem-Nimfa uśmiechnęła się tajemniczo.
-W takim razie, gdzie jest Evia?!-oczy Erna nabrały blask nadziei.
-Yyyy....no wiesz to musze porozmawiać z władcami-Nimfa wzieła czerwony owoc i przegryzła go z niesmakiem.
-To rozmawiaj ja musze wiedzieć gdzie jest Evia!
-Tu jestem
Erno odwrócił się gwałtownie.
-Co ty tu robisz? Myślałem, że ci coś się stało, miałem cię ratować...
-Mnie nie trzeba ratować-uśmiechneła się Evia-Chaka mnie uwięził
-Chaka?-brat wybałuszył oczy.
-Chciał zemsty
-Po co?
-Kiedyś mieliśmy być parą królewską ale ja się nie zgodziłam i...
-A jak uciekłaś?-przerwał lew.
-Przyjełam taktyke Harena-księżniczka wyszczerzyła zęby.
-Czyli?
-Udawać, że na niczym mi nie zależy
-No koniec tych pogaduszek. Jest już Erno, Evia jeszcze tylko Haren-policzyła Nimfa.
-Kiedy zobaczymy Harena?-zapytała Evia wtapiając wzrok w małpe.
-W swoim czasie. Erno podejdź
Czarny podszedł nie pewnie.
-Zostajesz strażnikiem Lwiej Straż, przywódcą, lecz kiedy Asanta skończy piętnaście lat będziecie razem zarządzać strażą-szamanka przejechała niespodziewanie palcem pod okiem Erna zostawiając trzy szare kropki.
-A co ja będe tam robić?
-Chronić Lwią Ziemię. Ale teraz koniec gadania. No już wychodzić z mojego domu.
-Ale jak mamy wyjść z tego czegoś?-odezwał się w końcu Storm.
-Wyjdziemy tak jak weszła Evia-mała odsuneła wielkiego liścia wiszącego na ścianie-No przechodzić.
-I co teraz będzie?- zapytał Storm.
-Do walki-powiedziała lakonicznie Nimfa.
-Z taką garstką lwów?
-Nie no skond-małpa wyjeła zza pleców dużą muszle i zatrąbiła w nią przeciągle.
Lwy zatykały uszy od bólu.
-Po co to?-zapytał Erno.
-Zaraz zobaczycie
Zza baobabu wyszły mnóstwo lwów w postaci duchów.
-Czy to...?
-Tak to władcy z przeszłości-oznajmiła Nimfa.
Wszystkie duchy gdy dotkneły ziemi zmieniły się w lwy żywe jednak nieśmiertelne.
Stadu opadła szczęka
-A więc wy idzcie, a my zaskoczymy Zarysa-rzekł brązowy lew z czarną grzywą.
-Kovu?-zapytał Erno.
-Owszem. Ale są tu nie tylko władcy
-Mamo?- Erno przyjżał się dokładnie czarnej lwicy o niebieskich oczach.
-Synku, nie ma czasu pózniej porozmawiamy, do zobaczenia Evia-lwica rozpłyneła się razem z innymi lwami.
-:-
Nastał poranek, pierwszy raz od wielu, wielu lat słońce wstało. Wszystkie lwy czuły się bardzo dziwnie. W powietrzu wisiała lekka mgła, całą skałe osiadły ptaki,które były nietyklane.
-Pięknie ale i dziwnie- Loksi przeciągną się i lekko ziewną.
-Też mam takie odczucia- dwa lwy wybrały się na poszukiwanie śniadania.
-To już dziś- powiedział Loksi.
-Tak by władcy nam pomogli-Haren spojrzał w niebo.
-Na nich nie zawsze można liczyć-Loksi kwaśno spojrzał na niebieskiego kwiatka-Jak myślisz dobry?
-Smakowity!
Czerwonooki wyrwał kwiat i dokładnie go przegryzł.
-Może być, chodź już czas-Lew pociągną za sobą syna.
W dość dużej jaskini za skałą trwało zebranie lwic.
-A więc to już dziś-powiedziała Gaja.
-Czy wszyscy muszą to w kułko powtarzać?- zapytał poirytowany Haren.
-Cicho bądź! Moama zabierze Zarysa na spacer, pózniej my...
-:-
-Skond wiemy jaki oni mają plan?- zapytała Evia gdy stado znalazło się dość blisko skały.
-Nie wiemy, ale podejrzewam jak to będzie wyglądało.
-:-
-Zarysie,musze ci coś pokazać-rzekła spokojnie Moama.
-Nie zawracaj mi teraz głowy- sykną Zarys leżąc w jaskini.
-Ale to jest dziwne! Cała skała jest w ptakach
-Jak to!- lew wyskoczył z jaskini.
Do władców podeszła Gaja i Satyni.
-Wasza wysokość, to już czas abyśmy pożegnali pana i pana legion.- Gaja patrzyła tajemniczo na Zarysa.
-Tak i czas aby wszyscy dowiedzieli się prawdy!- rykneła Satyni.
Król patrzył na lwice jak na wariatki.
-Stado!-zawołała Moama.
Przed obliczem królowej znalazło się całe stado.
-A więc tatusiu dowiesz się ty i oni całej prawdy!
Wszystkie lwy zaczeły wybałuszać oczy i szeptać.
-A właśnie, Zarys to mój ojciec, który się mnie wyparł!
-Masz być cicho lafiryndo!-warkną król.
-To może teraz dowiesz się całej prawdy?
-Jakiej prawdy?-zapytał Zarys.
-Dawno, bardzo dawno zabiłeś matke dwójki dzieci, czarnego lwa i białej lwicy. I wiedz, że te dwa lwy żyją!
Zarys pierwszy raz przybrał zakłopotaną minę.
-:-
-Evia myśle że już na nas czas- szepną Erno.
-Masz racje,Storm dopilnujesz stada?
-Jasne
Rodzeństwo wyszło zza kakrzaków i wtopiło się w tłum czarnego legionu.
-Onie nie żyją, Mirakesz je utopił-rzekł Zarys.
-Nie bądź tego taki pewny-ktoś w tłumie warkną.
-Kto to powiedział?-zapytał oschle król.
-Ja- z tłumu wyszła biała lwica.
-Erama- szepną Zarys-Kim jesteś?
-Jestem Evia, księżniczka Rajskiej Wyspy i córka Eramy.
-Ma takie oczy jak ona-szepną-Jak śmiesz się do mnie zwracać w taki sposób
-Nie jesteś królem, a Erno też tu jest został wychowany przez Moame!- warkneła Evia.
Moama podniosła głowe, za Evią staną Erno.
-I co teraz powiesz?-zapytał chytrze brat Evi.
-Nic nie powie, jest zbyt głupi aby mówić coś mądrego, jego IQ jest gorsze do IQ syna Ziry-zakpił Lokso wychodząc z jaskini legionu.
-Jak śmiesz! Byłeś generałem, moim najlepszym generałem- sykną Zarys.
-Nie jestem już generałem,i nie należe do twojego legionu!
-Ty...
-Zarysie jeszcze jedna prawda- powiedziała Moama i zbliżyła się do ucha króla-Asanta nie jest twoją córką.
-Milcz!- Zarys uderzyła łapą w pysk lwicy- Zabić ich wszystkich!
-:-
Odrazu przejde do pytań :P
1.Jak wam się podobał rozdział?
2.Co dalej będzie z Chaką?
3.Jak wam się podoba postać Nimfy?
4.Na ile oceniacie ten rozdział ( 1-10)?
Pozdrawiam
-Gdzie ja jestem?-pomyślała Evia i z trudem wstała z zimnej posadzki. Bolała ją głowa i odczuwała głód. Niebieskooka pomyślała chwilę, popatrzyła w sufity jaskini w jednym z rogu była mała dziurka. Więzień staną na dwóch tylnych łapach i przyłożył oko do dziurki. Błękitne oko księżniczki zarejestrowało niebo i gwiazdy, nie czekając Evia zaczęła wyjmować kamienie. Gdy pare z nich się obsuneło do jaskini ktoś wszedł.
-Kim jesteś?! I co ja tu robie?-serce Evi kołato ze źłości i strachu.
-Jesteś w jaskini, a mnie doskonale znasz-uśmiechną się lew.
-Chaka?- Evia odetchneła spokojnie-Wypuść mnie.
-Nie
-Co ja tu robie?- powtórzyła lwica podenerwowana.
-Chętnie zdradze ci mój plan-sykną z uśmieszkiem.
-Byliśmy przyjaciółmi!
-I prą narzeczonych!
-Tak, ale ty byłeś dla mnie najlepszm przyjacielem
-Mówiłaś, że mnie kochasz!- rykną Chaka.
-Ale jak brata, przyjaciela!
-Nie wybacze ci tego, zobaczysz co planuje!
-No to najpierw powiedz mi ten plan-Evia przyjeła inną taktyke.
-Zabije Harena, potem ciebie!
-Jasne, bardzo ciekawe. I ty miałeś zostać królem? Dobrze, że tak się nie stało bo jak by była wojna to byśmy wszyscy zgineli-zaśmiała się księżniczka.
-Nie rozumiesz! Zabije Harena!-sykną Chaka trochę zdziwiony reakcją Evi.
-Rozumiem, a zabijaj go sobie nikt dla mnie nie jest ważny
Chaka wytrzeszczył oczy
-Jednak kogoś kochasz?
-Owszem ,Erna-uśmiechneła się Evia.
-No to na nim się zemaszcze-myśli Chaki zaczęły się plontać.
-To mój brat- wyszczeżyła zęby lwica.
- Że, że... co?- Chaka ogłupiał.
-:-
-No gdzie ona jest?-zapytał żałośnie Erno.
-Przeszukaliśmy cały teren i nic. Erno, powinniśmy już iść-rzekła kremowa lwica.
-Ale Evia... Ja czuje ,że coś jej grozi
-Jeśli nie pójdziemy Zarys będzie dalej władał.
-Wiem
-Evia to cwana lwica napewno nas znajdzie, musimy już iść-powiedziała lwica.
-Tak władcy są z nią
Stado ruszyło, szło tak pare godzin.
-Baobab, tu odpoczniemy- oznajmił lew i usiadł zmęczony.
-Ooo, kogo ja tu widze!- ktoś z góry rykną śmiechem.
-Kim jesteś?- zapytał Erno. Wszystkie lwy zadarły głowy do góry.
-Musisz tu wejść.
-Zostańcie tu- Erno wysuną pazury i z trudem wdrapała się na szczyt drzewa.
-A teraz skacz!- polecił głos z dołu.
Zielonooki nabrał powietrza i wskoczył do środka Baobabu. Na ścianach drzewa widniało mnóstwo rysunków. W kontach drzewa leżały różnego rodzaju owoce i rośliny.
-A więc kim jesteś?- powtórzył Erno.
-Jestem Nimfa, skromna szamanka
Lew rozejrzał się, obok niego siedział złoty lew o granatowych oczach.
-Eee, to ty jesteś tą szamanką?-zapytał niepewnie Erno.
-Nie, ja jestem Storm-uśmiechną się lew-Nimfa to ta stara małpa
Lew wskazał na małpe siedzącą na grubej gałęzi.
-Ej, nie stara! Tak Erno ja jestem Nimfa-przywitała się małpa podchodząc do Erna.
-Skond wiesz jak się nazywam?
-Ja wszystko wiem-Nimfa uśmiechnęła się tajemniczo.
-W takim razie, gdzie jest Evia?!-oczy Erna nabrały blask nadziei.
-Yyyy....no wiesz to musze porozmawiać z władcami-Nimfa wzieła czerwony owoc i przegryzła go z niesmakiem.
-To rozmawiaj ja musze wiedzieć gdzie jest Evia!
-Tu jestem
Erno odwrócił się gwałtownie.
-Co ty tu robisz? Myślałem, że ci coś się stało, miałem cię ratować...
-Mnie nie trzeba ratować-uśmiechneła się Evia-Chaka mnie uwięził
-Chaka?-brat wybałuszył oczy.
-Chciał zemsty
-Po co?
-Kiedyś mieliśmy być parą królewską ale ja się nie zgodziłam i...
-A jak uciekłaś?-przerwał lew.
-Przyjełam taktyke Harena-księżniczka wyszczerzyła zęby.
-Czyli?
-Udawać, że na niczym mi nie zależy
-No koniec tych pogaduszek. Jest już Erno, Evia jeszcze tylko Haren-policzyła Nimfa.
-Kiedy zobaczymy Harena?-zapytała Evia wtapiając wzrok w małpe.
-W swoim czasie. Erno podejdź
Czarny podszedł nie pewnie.
-Zostajesz strażnikiem Lwiej Straż, przywódcą, lecz kiedy Asanta skończy piętnaście lat będziecie razem zarządzać strażą-szamanka przejechała niespodziewanie palcem pod okiem Erna zostawiając trzy szare kropki.
-A co ja będe tam robić?
-Chronić Lwią Ziemię. Ale teraz koniec gadania. No już wychodzić z mojego domu.
-Ale jak mamy wyjść z tego czegoś?-odezwał się w końcu Storm.
-Wyjdziemy tak jak weszła Evia-mała odsuneła wielkiego liścia wiszącego na ścianie-No przechodzić.
-I co teraz będzie?- zapytał Storm.
-Do walki-powiedziała lakonicznie Nimfa.
-Z taką garstką lwów?
-Nie no skond-małpa wyjeła zza pleców dużą muszle i zatrąbiła w nią przeciągle.
Lwy zatykały uszy od bólu.
-Po co to?-zapytał Erno.
-Zaraz zobaczycie
Zza baobabu wyszły mnóstwo lwów w postaci duchów.
-Czy to...?
-Tak to władcy z przeszłości-oznajmiła Nimfa.
Wszystkie duchy gdy dotkneły ziemi zmieniły się w lwy żywe jednak nieśmiertelne.
Stadu opadła szczęka
-A więc wy idzcie, a my zaskoczymy Zarysa-rzekł brązowy lew z czarną grzywą.
-Kovu?-zapytał Erno.
-Owszem. Ale są tu nie tylko władcy
-Mamo?- Erno przyjżał się dokładnie czarnej lwicy o niebieskich oczach.
-Synku, nie ma czasu pózniej porozmawiamy, do zobaczenia Evia-lwica rozpłyneła się razem z innymi lwami.
-:-
Nastał poranek, pierwszy raz od wielu, wielu lat słońce wstało. Wszystkie lwy czuły się bardzo dziwnie. W powietrzu wisiała lekka mgła, całą skałe osiadły ptaki,które były nietyklane.
-Pięknie ale i dziwnie- Loksi przeciągną się i lekko ziewną.
-Też mam takie odczucia- dwa lwy wybrały się na poszukiwanie śniadania.
-To już dziś- powiedział Loksi.
-Tak by władcy nam pomogli-Haren spojrzał w niebo.
-Na nich nie zawsze można liczyć-Loksi kwaśno spojrzał na niebieskiego kwiatka-Jak myślisz dobry?
-Smakowity!
Czerwonooki wyrwał kwiat i dokładnie go przegryzł.
-Może być, chodź już czas-Lew pociągną za sobą syna.
W dość dużej jaskini za skałą trwało zebranie lwic.
-A więc to już dziś-powiedziała Gaja.
-Czy wszyscy muszą to w kułko powtarzać?- zapytał poirytowany Haren.
-Cicho bądź! Moama zabierze Zarysa na spacer, pózniej my...
-:-
-Skond wiemy jaki oni mają plan?- zapytała Evia gdy stado znalazło się dość blisko skały.
-Nie wiemy, ale podejrzewam jak to będzie wyglądało.
-:-
-Zarysie,musze ci coś pokazać-rzekła spokojnie Moama.
-Nie zawracaj mi teraz głowy- sykną Zarys leżąc w jaskini.
-Ale to jest dziwne! Cała skała jest w ptakach
-Jak to!- lew wyskoczył z jaskini.
Do władców podeszła Gaja i Satyni.
-Wasza wysokość, to już czas abyśmy pożegnali pana i pana legion.- Gaja patrzyła tajemniczo na Zarysa.
-Tak i czas aby wszyscy dowiedzieli się prawdy!- rykneła Satyni.
Król patrzył na lwice jak na wariatki.
-Stado!-zawołała Moama.
Przed obliczem królowej znalazło się całe stado.
-A więc tatusiu dowiesz się ty i oni całej prawdy!
Wszystkie lwy zaczeły wybałuszać oczy i szeptać.
-A właśnie, Zarys to mój ojciec, który się mnie wyparł!
-Masz być cicho lafiryndo!-warkną król.
-To może teraz dowiesz się całej prawdy?
-Jakiej prawdy?-zapytał Zarys.
-Dawno, bardzo dawno zabiłeś matke dwójki dzieci, czarnego lwa i białej lwicy. I wiedz, że te dwa lwy żyją!
Zarys pierwszy raz przybrał zakłopotaną minę.
-:-
-Evia myśle że już na nas czas- szepną Erno.
-Masz racje,Storm dopilnujesz stada?
-Jasne
Rodzeństwo wyszło zza kakrzaków i wtopiło się w tłum czarnego legionu.
-Onie nie żyją, Mirakesz je utopił-rzekł Zarys.
-Nie bądź tego taki pewny-ktoś w tłumie warkną.
-Kto to powiedział?-zapytał oschle król.
-Ja- z tłumu wyszła biała lwica.
-Erama- szepną Zarys-Kim jesteś?
-Jestem Evia, księżniczka Rajskiej Wyspy i córka Eramy.
-Ma takie oczy jak ona-szepną-Jak śmiesz się do mnie zwracać w taki sposób
-Nie jesteś królem, a Erno też tu jest został wychowany przez Moame!- warkneła Evia.
Moama podniosła głowe, za Evią staną Erno.
-I co teraz powiesz?-zapytał chytrze brat Evi.
-Nic nie powie, jest zbyt głupi aby mówić coś mądrego, jego IQ jest gorsze do IQ syna Ziry-zakpił Lokso wychodząc z jaskini legionu.
-Jak śmiesz! Byłeś generałem, moim najlepszym generałem- sykną Zarys.
-Nie jestem już generałem,i nie należe do twojego legionu!
-Ty...
-Zarysie jeszcze jedna prawda- powiedziała Moama i zbliżyła się do ucha króla-Asanta nie jest twoją córką.
-Milcz!- Zarys uderzyła łapą w pysk lwicy- Zabić ich wszystkich!
-:-
Odrazu przejde do pytań :P
1.Jak wam się podobał rozdział?
2.Co dalej będzie z Chaką?
3.Jak wam się podoba postać Nimfy?
4.Na ile oceniacie ten rozdział ( 1-10)?
Pozdrawiam
sobota, 19 sierpnia 2017
13.Rozwiązanie
-Jak mogłaś mi to zrobić!?- Haren rykną wściekle.
-Synku, prosze wysłuchaj mnie..
-Nie mam zamiaru- brązowy lew odwrócił się i ruszył ciężkim krokiem.
-Haren, proszę-w oczach Moamy zabłysły łzy. Lew nie odwrócił się tylko szedł dalej. W jego głowe działa się burza. Haren był zły i czół ogromny żal do matki.
-:-
Niebieskooka lwica stała na skarpie małego pagórka. Patrzyła w niebo i myślała. Z jej oczu można było odczytać tęsknote, bezradność i smutek.
-O czym tak myślisz?- zapytał czarny lew podchodząc do lwicy.
- O wszystkim. Erno czy my dobrze robimy.? Ryzykujemy. Możemy utracić życie.
-Evia będzie dobrze
Tydzień później...
-Jesteś dobrym wojownikiem. Należysz do naszego stada-oznajmił dumnie Zarys.
-To zaszczyt- Haren ukłonił się i spojrzał lodowato na przechodzącą obok matke. Lew zostawił króla i ruszył do jaskni Loksjego.
-Halo!Jest tu kto?
-Loksjego tu nie ma-odpowiedział znajomy głos.
-Kim jesteś? Czy ja cie znam?
-Znasz, znasz
-Masz podobny głos do...
-Mów szeptem.
-Podejdź do światła-polecił Haren.
Z ciemności wyłoniła się jasno żółta postać.
-Chaka!
-Cicho bądź! Tak to ja- na pysku lwa pojawił się szyderczy uśmiech-Dołączyłem do stada Zarysa
-Czyli znasz plan to świetnie mam...
-Jestem tu żeby się zemścić!
-No wiem ja też i...
-Chce się zemścić na tobie!- warkną lew.
-Co?? A co ja ci zrobiłem?-Haren wytrzeszczył oczy.
-Zabrałeś mi Evie.
-Co ty wygadujesz?!
-Widze jak na siebie patrzycie. Inaczej niż na Rajskiej Ziemi.
-Stary o co ci chodzi?
-Miałem być królem. Kochałem Evie! Wszystko zniszczyłeś!!
-Masz zbyt brzydką gębe żeby być jej mężem-rzekł fioletowooki.
-Widze że masz poczucie humoru!-rykną lew i skoczył z pazurami na Harena.
-Co ty robisz?!- lew walną Chake w pysk. Zielonooki padł na ziemię , spojrzał zły na Harena.
Syn Moamy wyszedł z jaskini. Udał się na szukanie swojego ojca.
Loksi siedział na czubku Lwiej Skały, tam gdzie kiedyś Mufasa opowiadał Simbie o Lwiej Ziemi. Lew patrzył z zachwytem na niebo.
-Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem- westchną Loksi
Haren usiadł obok ojca, myśląc że ten go nie widzi.
Na niebie ukazały się kolory. Był tam morelowy, różne odcienie żółci i pomarańczy, czerwień i piękne słońce.
-Tak zachód słońca to najpiękniejsza rzecz na świecie-Haren nabrała powietrza.
-To jest zachód słońca? Nie widziano tu słońca ponad 88 lat
-Tato. Ile ma Asanta?- mina Haren zpoważniała.
-No już troche ma- Loksi dalej patrzył na piękne zjawisko.
-Można z nią rozmawiać?
-Jasne, umie mówić, biegać, bawić się. To wygląda jak znak od władców. Najpierw Moama, później Asanta, ptaki, kwiaty, a teraz słońce. Cud.
-Nie rozumiem o co chodzi z mamą ani Asantą ale... zaraz chwila. Czy to wszystko wydarzyło się tu?
-Tak
-Najpier robaki, później zaraza...Tato ile lwów się zaraziło?
-Około 10 i zmarło
-A teraz cudy! Tak to trzecia plaga w dobrym znaczeniu! Dwie złe i jedna dobra.
-Jaka plaga?- zapytał Loksi, wreszcie spogladajc na syna.
-Zaraz jak to szło? Chyba jakoś tak: Będą trzy plagi,później krew i mękka przeleja się w wojnę. Będzie burza a następnie na tronie zasiadą trzy lwy. Bingo!
-Nic nie rozumiem-przyznał Loksi patrząc na syna jak na wariata.
-Były już trzy plagi, krew i mękka to jest to co się dzieje na Ziemi Śmierci, to przeleje się w wojne, która jest zaplanowana. Czyli inaczej nasz plan i plan lwic z tego stada. Nie wiem o co chodzi z tą burzą ale... Tak! Trzy lwy to ja, Evia i Erno. To nas spotykali władcy.
-Moame też spotakli-rzekł Loksi.
-No tak ale naszą trójkę więcje niż raz, tylko dlaczego?-Haren pomyślał chwilę-Oczywiste! Szklana głowa! Ale zaraz coś mi tu nie pasuje. Skond władcy wiedzieli, że się tu znajdziemy i dlaczego my mamy być królami?
-Skoro rozgryzłeś przepowiednie to rozgryziesz to-powiedział Loksi nie nadąrzając nad falą wiadomości.
-Chwila-Haren ułoży wszystkie zdarzenia jakie przeżył-Jasne to sprawka władców to oni zburzyli Rajską Wyspę! Ale nie rozumiem czemu to my będziemy władać. Może dlatego że Evia jest księżniczką ale ja Erno?
-Zaraz przegrzejesz mózg trochę wolniej. Kiedy przyjdzie ta cała Evia?
-Już jutro. Miną tydzień
Haren i Loksi spędzili cały wieczór nad rozgryzanem wszystki nie jasności.
-:-
-Erno to już jutro-westchneła Evia wtulając się w grzywe brata.
-Tęsknisz za nim? Ja też on był dla mnie jak brat
-No dla mnie nie brat...
-Wiem, wiem to coś więcej niż przyjaźń. Prawda?
-Chyba tak, Erno ja nie wytrzymam ja chce go zobaczyć!!
-Księżniczko nie wybuchaj. Jutro zaczynamy
-Tak musze się uspokoić. Moge zostać sama?
-Oczywiście-Erno uśmiechną się i zostawił siostre.
Nagle coś zaszeleszczało. Evia odwróciła głowę. Coś uderzyło ją w tył czaszki. Lwica upadła na ziemie.
-:-
Moama patrzyła w gwiazdy.
-Dlaczego!!?? Dlaczego mi nie pomagacie!? Mój syn mnie nie kocha! Uważa mnie za zdrajce!!Dlaczego!?-lwica zalała się łzami.
-Mamusiu dlaczego krzyczysz?-zapytał cichutki głosik.
-Skarbie nie powinnaś sama wychodzić z jaskini- Moama wytarła mokry pysk.
-Ale czemu krzyczysz?
-Władcy nam nie pomagają
-Może trzeba poprośić?-zaproponowało maleństwo.
-Moje małe mądre lwiątko-matka lwiątka wysiliła się na mały uśmiech- Opowiem ci o kimś.
-A o kim?
-O twoim braciszku.
-Mam brata?!
-Tak. Jest silny, przystojny może nie był kiedyś zabardzo mądry ale teraz jest.
-A jak ma na imię?
-Haren. Ma takie same oczy jak ty.
-Chce go poznać
-Poznasz napewno.
Do lwic zbliżył się złoty lew. Głowe lwa zdobiła czerwona grzywa. Granatowe oczy świeciły łobuzersko
-Moamo, Asanta powinna spać.
-Jezu!!!
-Co? Nie musisz krzyczeć na mój widok.
-Storm!!
-Tak we własnej osobie-powiedział dumnie lew.
-Gdzie byłeś tyle lat? Martwiłam się, myślałam że nie żyjesz.
-No tu i tam. Żyje i to jest ważne- lew usmiechną się szeroko.
-Mamo kto to jest?-zapytała Asanta przyglądając się uważnie gościu.
-To jest.... Nimfa?
-On się nazywa Nimfa!?- lwiątko ryknęło śmiechem.
Do lwów podeszła stara małpa.
-Dawno nie wychodziłaś-przyznała Moama.
-Dziękuje za miłe przywitanie-żuciła kwaśno szamanka-Ja nigdy nie wychodze. No tylko jak coś się wydarzy. Już jutro ten dzień
-Zapomniałam! Storm pomożesz nam?
-Jasne ale w czym?
-Później ci opowiem. Nimfo skond wiedziałaś o tym co będzie jutro?
-Czy my myślimy o tym samym? Już jutro trzy lwy staną przed Zarysem.
-Jakie lwy?
-Wszystko w swoim czasie. Dawno nie było Lwiej Straży-szamanka przytakneła.
-Co to jest Lwia Straż?
-Asanat będzie dowódcą- szamanka podeszła do dziecka- wprowadzimy nowy znak
Małpa przejechała palcem pod okiem Asanty. Storm i Moama wytrzeszczyli oczy. Pod fioletowym okiem lwiątka pojawiły się trzy czarne kropki.
-Tak idealny znak. Będzie z ciebie dobry wojownik...
-Czy ja się dowiem o co chodzi?-przerwała Moama.
-Lwia Straż chroni Lwią Ziemię.
-Asnata to dziecko!
-Spokojnie jak skończy piętnaście lat to powstanie Lwia Straż.
Moama uśmiechneła się i ruszyła z Asantą w pysku w strone skały.
-Zostniesz ze mną- oznajmiła małpa.
-Po co?- jękną Storm.
-Coś ci pokarze.
-:-
W końcu rodział! No i coś o córce Moamy.
1.Kim jest Storm?
2.Co się stanie z Evią?
3.Co Nimfa pokaże Stormowi?
4.Z racji że historia niedługo się skończy planuje drugi seznon. Chcielibyście?
Do kolejnego rozdziału.
-Synku, prosze wysłuchaj mnie..
-Nie mam zamiaru- brązowy lew odwrócił się i ruszył ciężkim krokiem.
-Haren, proszę-w oczach Moamy zabłysły łzy. Lew nie odwrócił się tylko szedł dalej. W jego głowe działa się burza. Haren był zły i czół ogromny żal do matki.
-:-
Niebieskooka lwica stała na skarpie małego pagórka. Patrzyła w niebo i myślała. Z jej oczu można było odczytać tęsknote, bezradność i smutek.
-O czym tak myślisz?- zapytał czarny lew podchodząc do lwicy.
- O wszystkim. Erno czy my dobrze robimy.? Ryzykujemy. Możemy utracić życie.
-Evia będzie dobrze
Tydzień później...
-Jesteś dobrym wojownikiem. Należysz do naszego stada-oznajmił dumnie Zarys.
-To zaszczyt- Haren ukłonił się i spojrzał lodowato na przechodzącą obok matke. Lew zostawił króla i ruszył do jaskni Loksjego.
-Halo!Jest tu kto?
-Loksjego tu nie ma-odpowiedział znajomy głos.
-Kim jesteś? Czy ja cie znam?
-Znasz, znasz
-Masz podobny głos do...
-Mów szeptem.
-Podejdź do światła-polecił Haren.
Z ciemności wyłoniła się jasno żółta postać.
-Chaka!
-Cicho bądź! Tak to ja- na pysku lwa pojawił się szyderczy uśmiech-Dołączyłem do stada Zarysa
-Czyli znasz plan to świetnie mam...
-Jestem tu żeby się zemścić!
-No wiem ja też i...
-Chce się zemścić na tobie!- warkną lew.
-Co?? A co ja ci zrobiłem?-Haren wytrzeszczył oczy.
-Zabrałeś mi Evie.
-Co ty wygadujesz?!
-Widze jak na siebie patrzycie. Inaczej niż na Rajskiej Ziemi.
-Stary o co ci chodzi?
-Miałem być królem. Kochałem Evie! Wszystko zniszczyłeś!!
-Masz zbyt brzydką gębe żeby być jej mężem-rzekł fioletowooki.
-Widze że masz poczucie humoru!-rykną lew i skoczył z pazurami na Harena.
-Co ty robisz?!- lew walną Chake w pysk. Zielonooki padł na ziemię , spojrzał zły na Harena.
Syn Moamy wyszedł z jaskini. Udał się na szukanie swojego ojca.
Loksi siedział na czubku Lwiej Skały, tam gdzie kiedyś Mufasa opowiadał Simbie o Lwiej Ziemi. Lew patrzył z zachwytem na niebo.
-Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem- westchną Loksi
Haren usiadł obok ojca, myśląc że ten go nie widzi.
Na niebie ukazały się kolory. Był tam morelowy, różne odcienie żółci i pomarańczy, czerwień i piękne słońce.
-Tak zachód słońca to najpiękniejsza rzecz na świecie-Haren nabrała powietrza.
-To jest zachód słońca? Nie widziano tu słońca ponad 88 lat
-Tato. Ile ma Asanta?- mina Haren zpoważniała.
-No już troche ma- Loksi dalej patrzył na piękne zjawisko.
-Można z nią rozmawiać?
-Jasne, umie mówić, biegać, bawić się. To wygląda jak znak od władców. Najpierw Moama, później Asanta, ptaki, kwiaty, a teraz słońce. Cud.
-Nie rozumiem o co chodzi z mamą ani Asantą ale... zaraz chwila. Czy to wszystko wydarzyło się tu?
-Tak
-Najpier robaki, później zaraza...Tato ile lwów się zaraziło?
-Około 10 i zmarło
-A teraz cudy! Tak to trzecia plaga w dobrym znaczeniu! Dwie złe i jedna dobra.
-Jaka plaga?- zapytał Loksi, wreszcie spogladajc na syna.
-Zaraz jak to szło? Chyba jakoś tak: Będą trzy plagi,później krew i mękka przeleja się w wojnę. Będzie burza a następnie na tronie zasiadą trzy lwy. Bingo!
-Nic nie rozumiem-przyznał Loksi patrząc na syna jak na wariata.
-Były już trzy plagi, krew i mękka to jest to co się dzieje na Ziemi Śmierci, to przeleje się w wojne, która jest zaplanowana. Czyli inaczej nasz plan i plan lwic z tego stada. Nie wiem o co chodzi z tą burzą ale... Tak! Trzy lwy to ja, Evia i Erno. To nas spotykali władcy.
-Moame też spotakli-rzekł Loksi.
-No tak ale naszą trójkę więcje niż raz, tylko dlaczego?-Haren pomyślał chwilę-Oczywiste! Szklana głowa! Ale zaraz coś mi tu nie pasuje. Skond władcy wiedzieli, że się tu znajdziemy i dlaczego my mamy być królami?
-Skoro rozgryzłeś przepowiednie to rozgryziesz to-powiedział Loksi nie nadąrzając nad falą wiadomości.
-Chwila-Haren ułoży wszystkie zdarzenia jakie przeżył-Jasne to sprawka władców to oni zburzyli Rajską Wyspę! Ale nie rozumiem czemu to my będziemy władać. Może dlatego że Evia jest księżniczką ale ja Erno?
-Zaraz przegrzejesz mózg trochę wolniej. Kiedy przyjdzie ta cała Evia?
-Już jutro. Miną tydzień
Haren i Loksi spędzili cały wieczór nad rozgryzanem wszystki nie jasności.
-:-
-Erno to już jutro-westchneła Evia wtulając się w grzywe brata.
-Tęsknisz za nim? Ja też on był dla mnie jak brat
-No dla mnie nie brat...
-Wiem, wiem to coś więcej niż przyjaźń. Prawda?
-Chyba tak, Erno ja nie wytrzymam ja chce go zobaczyć!!
-Księżniczko nie wybuchaj. Jutro zaczynamy
-Tak musze się uspokoić. Moge zostać sama?
-Oczywiście-Erno uśmiechną się i zostawił siostre.
Nagle coś zaszeleszczało. Evia odwróciła głowę. Coś uderzyło ją w tył czaszki. Lwica upadła na ziemie.
-:-
Moama patrzyła w gwiazdy.
-Dlaczego!!?? Dlaczego mi nie pomagacie!? Mój syn mnie nie kocha! Uważa mnie za zdrajce!!Dlaczego!?-lwica zalała się łzami.
-Mamusiu dlaczego krzyczysz?-zapytał cichutki głosik.
-Skarbie nie powinnaś sama wychodzić z jaskini- Moama wytarła mokry pysk.
-Ale czemu krzyczysz?
-Władcy nam nie pomagają
-Może trzeba poprośić?-zaproponowało maleństwo.
-Moje małe mądre lwiątko-matka lwiątka wysiliła się na mały uśmiech- Opowiem ci o kimś.
-A o kim?
-O twoim braciszku.
-Mam brata?!
-Tak. Jest silny, przystojny może nie był kiedyś zabardzo mądry ale teraz jest.
-A jak ma na imię?
-Haren. Ma takie same oczy jak ty.
-Chce go poznać
-Poznasz napewno.
Do lwic zbliżył się złoty lew. Głowe lwa zdobiła czerwona grzywa. Granatowe oczy świeciły łobuzersko
-Moamo, Asanta powinna spać.
-Jezu!!!
-Co? Nie musisz krzyczeć na mój widok.
-Storm!!
-Tak we własnej osobie-powiedział dumnie lew.
-Gdzie byłeś tyle lat? Martwiłam się, myślałam że nie żyjesz.
-No tu i tam. Żyje i to jest ważne- lew usmiechną się szeroko.
-Mamo kto to jest?-zapytała Asanta przyglądając się uważnie gościu.
-To jest.... Nimfa?
-On się nazywa Nimfa!?- lwiątko ryknęło śmiechem.
Do lwów podeszła stara małpa.
-Dawno nie wychodziłaś-przyznała Moama.
-Dziękuje za miłe przywitanie-żuciła kwaśno szamanka-Ja nigdy nie wychodze. No tylko jak coś się wydarzy. Już jutro ten dzień
-Zapomniałam! Storm pomożesz nam?
-Jasne ale w czym?
-Później ci opowiem. Nimfo skond wiedziałaś o tym co będzie jutro?
-Czy my myślimy o tym samym? Już jutro trzy lwy staną przed Zarysem.
-Jakie lwy?
-Wszystko w swoim czasie. Dawno nie było Lwiej Straży-szamanka przytakneła.
-Co to jest Lwia Straż?
-Asanat będzie dowódcą- szamanka podeszła do dziecka- wprowadzimy nowy znak
Małpa przejechała palcem pod okiem Asanty. Storm i Moama wytrzeszczyli oczy. Pod fioletowym okiem lwiątka pojawiły się trzy czarne kropki.
-Tak idealny znak. Będzie z ciebie dobry wojownik...
-Czy ja się dowiem o co chodzi?-przerwała Moama.
-Lwia Straż chroni Lwią Ziemię.
-Asnata to dziecko!
-Spokojnie jak skończy piętnaście lat to powstanie Lwia Straż.
Moama uśmiechneła się i ruszyła z Asantą w pysku w strone skały.
-Zostniesz ze mną- oznajmiła małpa.
-Po co?- jękną Storm.
-Coś ci pokarze.
-:-
W końcu rodział! No i coś o córce Moamy.
1.Kim jest Storm?
2.Co się stanie z Evią?
3.Co Nimfa pokaże Stormowi?
4.Z racji że historia niedługo się skończy planuje drugi seznon. Chcielibyście?
Do kolejnego rozdziału.
środa, 9 sierpnia 2017
12.Druga plaga
Evia przegryzła z niesmakiem kawałek suchego patyka. Jej brzuch domagał się pokarmu. Jej gardło przechodziło kryzys, brak wody, czegoś mokrego i orzeźwiającego. Lwica zatrzymała się buntowniczo.
-Jak mamy walczyć? Nasz organizm potrzebuje energi
-Damy rade- odpowiedział spokojnie Erno.
Evia spojrzała z odrazą na ojczyzne.
-Jak te lwy tu żyją?- pomyślała i ruszyła dalej. Już nie była tak dobrze zbudowana jak kiedyś.
-To tu- oznajmił Haren kiedy oczom lwów ukazała się Lwia Skała.
-Zmieniło się tu- przyznał Erno. Kiedy czarny lew był mały pozwalał sobie na oglądanie Lwiej Skały z ukrycia. Do okoła niej byłya krew, susza i kości. Teraz gdzie niegdzie rosła trawa i kwiaty. Nawet pojawiła się mała rzeczka.
Trójka przywódców zatrzymała stado.
-Jaki mamy plan?- zapytał Haren.
-Co?! Przez te 24 godzini nic nie wymyśliłeś!!-oburzyła się Evia.
-A niby czemu jego się nie czepiasz?- warkną Haren i pokazał łbem na Erna.
-To może ty Haren pójdziesz tam na kilka dni. A my przez ten czas przygotujemy się do walki-zaproponował Erno nie widząc innego wyjścia.
-Czemu ja?!
- Bo Zarys chciał abyś to ty walczył u jego boku!
-Erno ma racje-przytakneła Evia.
Haren pomyślał chwilę
-Jutro rano
-:-
Mała brązowa kulka bawiła się w łapach starej lwicy. Łapała ząbkami pazury i próbowała pociągnąć babcię za wąsy. Zarys smacznie spał w jaskini pilnowanej przez dwa beżowe lwy.
-A więc kiedy?- szepneła Gaja chowając się w ukrytej jaskini.
-Jutro. Gdy wszystkie lwy pójdą na narade my zaskoczymy Zarysa- powtórzyła cicho Moama
Po chwili do jaski i wleciał czerwony ptak.
-Pani,Narra nie żyje. Zaraziła się. Epidemia nadchodzi
Moama wytrzeszczyła oczy. Wszystkie lwice oddały chodł nieżyjącej już przyjaciółce, pochylając głowy.
Królowa opóściła stado udając się do Zarysa.
-Śpisz jeszcze?-warkneła wchodząc do jaskini.
-Nie tak ostro- mrukną król.
-Ładnie to tak łamać prawo,któro się samemu wymyśliło-prychneła lwica.
-Nie wiem o czym mówisz
-Zdradzasz mnie z Narrą
-Kto tak powiedział?- zapytał król myjąc leniwie łapy.
-Narra mi powiedziała- odpowiedziała dumnie władczyni.
-Żeee ccoo??-król wybałuszył oczy-Ja jej pokaże...
-Już ją zabiłam- rzekła Moama z pokerową miną.
-Ja...k to?
-Co myslałeś, że jestem bezbroną lwicą tak?!
Zarys pomyślał chwile.
-Musze cie mieć na oku
-:-
Evia siedziała samotnie wpatrując się w gwiazdy. Jej błękitne oczy wyglądały jak jedne z tych gwiazd.
-Co robisz?- zapytał Haren podchodząc do lwicy.
-Oglądam gwiazdy i myśle o tobie
-O mnie?A nie powinnaś o Ernie-odparł kwaśno lew.
-Tak o nim też. Ale boje się że...
-Że zgine?- przerwał Haren.
-Tak i...
-I martwisz się o mnie- Haren zrobił zatroskaną minę-Jakie to urocze
-No wiesz-powiedziała z pogardą Evia-Ja tu się o ciebie martwie a ty się wyśmiewasz, myślałam że może troche się zmieniłeś
-Nikt nie zmienia się tak szybko
-Właśnie widze-sykneła Evia i zostawiła Harena samego.
Nastał dzień. Brązowy lew oddalił się trochę od stada. Przełkną ślinę i ruszył prosto do Lwiej Skały. Dla bezpieczeństwa wysuną pazury. Przed oczami lwa ukazało się wspomnienie, widziała czarnego lwa o zielonych oczach i lwice- jego matke. Sam stał obok Loksjego,mały i bezbronny.
Słońca nie było, wiatru też nie. Nie można było odróżnić pory deszczowej od suszy. Lew szedł niepewnym krokiem. Po drodze spotkał jasnożółtą lwicę z blizną na oku.
-Kim jesteś?- warkneła lwica i wysuneła pazury.
-Pochodze z Rajskiej Ziemi, jestem wyrzutkiem- powiedział obojętnie Haren.
-Podejdź tu-poprosiła lwica. Lew podszedł niepewnie. Lwica otworzyła oczy.
-Ty żyjesz! Myślałam, wszyscy myśleli, że...
-Nie wiem o co ci chodzi-fioletowooki schował pazury.
-Jesteś syn Moamy i Loksjego. Haren-szepneła.
-A ty to kto?
-Jestem przyjaciółką twojej mamy
-Masz jakieś imie?
-Gaja, ale to nie ważne. Twoja matka jest żoną Zarysa, czyli jest królową i my zaplanowałyśmy spisek przeciwko Zarysowi-powiedziała szybko Gaja-Ale uważaj panuje zaraza
-Druga plaga- powiedział sam do siebie.
-Jaka plaga?
-Ja i Erno słyszeliśmy przepowiednie od władców i...
-Jaki Erno?-zapytała Gaja.
-No tak ty nie wiesz. Syn Eramy, moja mama się nami opiekowała
-A więc dzieci Eramy żyją?? Jakie szczęście!
-Cicho. Zaprowadź mnie do Zarysa i nic nikomu nie mów o mnie. Jasne??
-Tak
Nie mineła pare minut, a Haren i Gaja znaleźli się przed wejściem do jaskini.
-Panie-Gaja i brązowy lew weszli do jaskini. Oczom Harena ukazała się matka trzymająca w łapach małe brązowe lwiątko.
-Zostałem wygnany i czy mógłbym dołączyć do stada jako wojownik-rzekł poważnie.
-Potrafisz walczyć?- zapytał Zarys.
-Tak
-A więc masz okres próbny. Gaja zaprowadź tego lwa do oddziału Loksjego.
Na wspomniane imie Haren poczuł ciarki na ciele.
Gaja zaprowadziła lwa do jaskini oddziału Loksjego.
Było tam cicho, zimno i wilgotno. Haren niechętnie wszedł do jaskini. Gaja została na zewnącz.
-Yyyy... Mam być w tym oddziale- powiedział niepewnie Haren rozgladajac się po jamie.
-Kim jesteś i jak cie zwą?-zapytał męski głos dobiegający gdzieś z jamy.
-Jestem, yyyy... no jeśli jesteś Loksi to...
-Tak to ja- przerwał głos i z głębi jaskini wyłoniły się czerwone ślepa.
-Tato...- jękną Haren.
-O Boże! To ty żyjesz !- teraz już było widać całą sylwetke lwa. Brązowy lew ze łzami wzruszenia przytulił Loksjego.
-Myślałem, że już was nigdy nie zobacze
-Jak ty urosłeś! No pokaż się niech cię obejrze. Prawdziwy kawał lwa. Znalazłeś już sobie lwice? Gdzie Erno? I jak się tu znalazłeś?!
-Tato zadużo pytań!-zaśmiał się Haren- Erno jest niedaleko skały ale nie przyjdzie tu narazie. Mamy plan nasze stado...
-Założyliście stado?
-No nie do końca. To sado Evi.
-Jakiej Evi? Twojej wybranki?
-Tato! Evia była księżniczką Rajskiej Wyspy. Nie jest moją wybranką.
-Ale kochacie się?-Loksi nie dawał za wygraną.
-Jezu tato!
-No dobra, dobra
-A teraz słuchaj-Haren wzią głęboki wdech-Mieszkaliśmy na Rajskiej Ziemi dobre pare tygodni, jednak przez nie wiedomo co zapadła się pod wode. Musieliśmy uciekać. Znaleźliśmy się na Ziemi Śmierci. Póżniej pogoniła nas pierwsza plaga-robaki. Dotarliśmy na pustynie- królestwo za góram. Aż nakońcu dostalismy się tu aby zgładzić Zarysa-Haren otarł pot z czoła.
Loksi słuchał uważnie, po chwili milczenia powiedział:
-Nasze Lwice szykują atak na Zarysa. Badź gotowy.
-Jasne
-Idź teraz do matki porozmawiajcie. Ucieszy sie jak cie zobaczy.
Haren opóścił ojca i wybrał się z Gaja do Moama. Królowa leżała obok małego wodopoju. W łapach trzymała Asante.
-Mamo- powiedział surówo Haren widząc małą brązową kulke.
-To ja was zostawiam- rzekła Gaja i oddaliła się od fioletowookich.
-Och synku!-oczy Moamy napełniły się łzami.
-To jest wasze dziecko?- zapytał poważnie Haren nie okazujac radosci.
-Tak, Asanta, patrz ma takie oczy jak ty. Haren jak ty się tu znalazłeś?
-Władcy- powiedział krótko.
-A gdzie Erno?-Moama mówiła czule.
-Za skałą- serce Harena waliło ze złości.
-Haren, skarbie co ci się stało?
-Nienawidze cie!!!-zaczą krzyczeć-Jak mogłaś!!!
-Haren zachwouj się-uspokoiła Moama.
-Jak mam się zachowywać gdy widze to coś!!- Haren wskazał na Asante-Jak mogłaś do tego dopóścić! Zawiodłem się na tobie!
-Haren!
-:-
No nareszcie kolejny rozdział! Wybaczcie,że bez obrazków ale ostatnio nie mam czasu.
1.Czy chcecie kolejny rozdział?
2.Co sądzicie o zachowaniu Loksjego?
3.Czy Haren dowie się prawdy?
4.Czy nie nudzi was ten blog?
Zachęcam do komentowania postów. Bez komentarzy nie ma rozdziałów o chęci. Jeśli chcecie kolejny rozdział muszą być pod tym postem przynajmniej 3 komentarze.
Pozdrawiam
-Jak mamy walczyć? Nasz organizm potrzebuje energi
-Damy rade- odpowiedział spokojnie Erno.
Evia spojrzała z odrazą na ojczyzne.
-Jak te lwy tu żyją?- pomyślała i ruszyła dalej. Już nie była tak dobrze zbudowana jak kiedyś.
-To tu- oznajmił Haren kiedy oczom lwów ukazała się Lwia Skała.
-Zmieniło się tu- przyznał Erno. Kiedy czarny lew był mały pozwalał sobie na oglądanie Lwiej Skały z ukrycia. Do okoła niej byłya krew, susza i kości. Teraz gdzie niegdzie rosła trawa i kwiaty. Nawet pojawiła się mała rzeczka.
Trójka przywódców zatrzymała stado.
-Jaki mamy plan?- zapytał Haren.
-Co?! Przez te 24 godzini nic nie wymyśliłeś!!-oburzyła się Evia.
-A niby czemu jego się nie czepiasz?- warkną Haren i pokazał łbem na Erna.
-To może ty Haren pójdziesz tam na kilka dni. A my przez ten czas przygotujemy się do walki-zaproponował Erno nie widząc innego wyjścia.
-Czemu ja?!
- Bo Zarys chciał abyś to ty walczył u jego boku!
-Erno ma racje-przytakneła Evia.
Haren pomyślał chwilę
-Jutro rano
-:-
Mała brązowa kulka bawiła się w łapach starej lwicy. Łapała ząbkami pazury i próbowała pociągnąć babcię za wąsy. Zarys smacznie spał w jaskini pilnowanej przez dwa beżowe lwy.
-A więc kiedy?- szepneła Gaja chowając się w ukrytej jaskini.
-Jutro. Gdy wszystkie lwy pójdą na narade my zaskoczymy Zarysa- powtórzyła cicho Moama
Po chwili do jaski i wleciał czerwony ptak.
-Pani,Narra nie żyje. Zaraziła się. Epidemia nadchodzi
Moama wytrzeszczyła oczy. Wszystkie lwice oddały chodł nieżyjącej już przyjaciółce, pochylając głowy.
Królowa opóściła stado udając się do Zarysa.
-Śpisz jeszcze?-warkneła wchodząc do jaskini.
-Nie tak ostro- mrukną król.
-Ładnie to tak łamać prawo,któro się samemu wymyśliło-prychneła lwica.
-Nie wiem o czym mówisz
-Zdradzasz mnie z Narrą
-Kto tak powiedział?- zapytał król myjąc leniwie łapy.
-Narra mi powiedziała- odpowiedziała dumnie władczyni.
-Żeee ccoo??-król wybałuszył oczy-Ja jej pokaże...
-Już ją zabiłam- rzekła Moama z pokerową miną.
-Ja...k to?
-Co myslałeś, że jestem bezbroną lwicą tak?!
Zarys pomyślał chwile.
-Musze cie mieć na oku
-:-
Evia siedziała samotnie wpatrując się w gwiazdy. Jej błękitne oczy wyglądały jak jedne z tych gwiazd.
-Co robisz?- zapytał Haren podchodząc do lwicy.
-Oglądam gwiazdy i myśle o tobie
-O mnie?A nie powinnaś o Ernie-odparł kwaśno lew.
-Tak o nim też. Ale boje się że...
-Że zgine?- przerwał Haren.
-Tak i...
-I martwisz się o mnie- Haren zrobił zatroskaną minę-Jakie to urocze
-No wiesz-powiedziała z pogardą Evia-Ja tu się o ciebie martwie a ty się wyśmiewasz, myślałam że może troche się zmieniłeś
-Nikt nie zmienia się tak szybko
-Właśnie widze-sykneła Evia i zostawiła Harena samego.
Nastał dzień. Brązowy lew oddalił się trochę od stada. Przełkną ślinę i ruszył prosto do Lwiej Skały. Dla bezpieczeństwa wysuną pazury. Przed oczami lwa ukazało się wspomnienie, widziała czarnego lwa o zielonych oczach i lwice- jego matke. Sam stał obok Loksjego,mały i bezbronny.
Słońca nie było, wiatru też nie. Nie można było odróżnić pory deszczowej od suszy. Lew szedł niepewnym krokiem. Po drodze spotkał jasnożółtą lwicę z blizną na oku.
-Kim jesteś?- warkneła lwica i wysuneła pazury.
-Pochodze z Rajskiej Ziemi, jestem wyrzutkiem- powiedział obojętnie Haren.
-Podejdź tu-poprosiła lwica. Lew podszedł niepewnie. Lwica otworzyła oczy.
-Ty żyjesz! Myślałam, wszyscy myśleli, że...
-Nie wiem o co ci chodzi-fioletowooki schował pazury.
-Jesteś syn Moamy i Loksjego. Haren-szepneła.
-A ty to kto?
-Jestem przyjaciółką twojej mamy
-Masz jakieś imie?
-Gaja, ale to nie ważne. Twoja matka jest żoną Zarysa, czyli jest królową i my zaplanowałyśmy spisek przeciwko Zarysowi-powiedziała szybko Gaja-Ale uważaj panuje zaraza
-Druga plaga- powiedział sam do siebie.
-Jaka plaga?
-Ja i Erno słyszeliśmy przepowiednie od władców i...
-Jaki Erno?-zapytała Gaja.
-No tak ty nie wiesz. Syn Eramy, moja mama się nami opiekowała
-A więc dzieci Eramy żyją?? Jakie szczęście!
-Cicho. Zaprowadź mnie do Zarysa i nic nikomu nie mów o mnie. Jasne??
-Tak
Nie mineła pare minut, a Haren i Gaja znaleźli się przed wejściem do jaskini.
-Panie-Gaja i brązowy lew weszli do jaskini. Oczom Harena ukazała się matka trzymająca w łapach małe brązowe lwiątko.
-Zostałem wygnany i czy mógłbym dołączyć do stada jako wojownik-rzekł poważnie.
-Potrafisz walczyć?- zapytał Zarys.
-Tak
-A więc masz okres próbny. Gaja zaprowadź tego lwa do oddziału Loksjego.
Na wspomniane imie Haren poczuł ciarki na ciele.
Gaja zaprowadziła lwa do jaskini oddziału Loksjego.
Było tam cicho, zimno i wilgotno. Haren niechętnie wszedł do jaskini. Gaja została na zewnącz.
-Yyyy... Mam być w tym oddziale- powiedział niepewnie Haren rozgladajac się po jamie.
-Kim jesteś i jak cie zwą?-zapytał męski głos dobiegający gdzieś z jamy.
-Jestem, yyyy... no jeśli jesteś Loksi to...
-Tak to ja- przerwał głos i z głębi jaskini wyłoniły się czerwone ślepa.
-Tato...- jękną Haren.
-O Boże! To ty żyjesz !- teraz już było widać całą sylwetke lwa. Brązowy lew ze łzami wzruszenia przytulił Loksjego.
-Myślałem, że już was nigdy nie zobacze
-Jak ty urosłeś! No pokaż się niech cię obejrze. Prawdziwy kawał lwa. Znalazłeś już sobie lwice? Gdzie Erno? I jak się tu znalazłeś?!
-Tato zadużo pytań!-zaśmiał się Haren- Erno jest niedaleko skały ale nie przyjdzie tu narazie. Mamy plan nasze stado...
-Założyliście stado?
-No nie do końca. To sado Evi.
-Jakiej Evi? Twojej wybranki?
-Tato! Evia była księżniczką Rajskiej Wyspy. Nie jest moją wybranką.
-Ale kochacie się?-Loksi nie dawał za wygraną.
-Jezu tato!
-No dobra, dobra
-A teraz słuchaj-Haren wzią głęboki wdech-Mieszkaliśmy na Rajskiej Ziemi dobre pare tygodni, jednak przez nie wiedomo co zapadła się pod wode. Musieliśmy uciekać. Znaleźliśmy się na Ziemi Śmierci. Póżniej pogoniła nas pierwsza plaga-robaki. Dotarliśmy na pustynie- królestwo za góram. Aż nakońcu dostalismy się tu aby zgładzić Zarysa-Haren otarł pot z czoła.
Loksi słuchał uważnie, po chwili milczenia powiedział:
-Nasze Lwice szykują atak na Zarysa. Badź gotowy.
-Jasne
-Idź teraz do matki porozmawiajcie. Ucieszy sie jak cie zobaczy.
Haren opóścił ojca i wybrał się z Gaja do Moama. Królowa leżała obok małego wodopoju. W łapach trzymała Asante.
-Mamo- powiedział surówo Haren widząc małą brązową kulke.
-To ja was zostawiam- rzekła Gaja i oddaliła się od fioletowookich.
-Och synku!-oczy Moamy napełniły się łzami.
-To jest wasze dziecko?- zapytał poważnie Haren nie okazujac radosci.
-Tak, Asanta, patrz ma takie oczy jak ty. Haren jak ty się tu znalazłeś?
-Władcy- powiedział krótko.
-A gdzie Erno?-Moama mówiła czule.
-Za skałą- serce Harena waliło ze złości.
-Haren, skarbie co ci się stało?
-Nienawidze cie!!!-zaczą krzyczeć-Jak mogłaś!!!
-Haren zachwouj się-uspokoiła Moama.
-Jak mam się zachowywać gdy widze to coś!!- Haren wskazał na Asante-Jak mogłaś do tego dopóścić! Zawiodłem się na tobie!
-Haren!
-:-
No nareszcie kolejny rozdział! Wybaczcie,że bez obrazków ale ostatnio nie mam czasu.
1.Czy chcecie kolejny rozdział?
2.Co sądzicie o zachowaniu Loksjego?
3.Czy Haren dowie się prawdy?
4.Czy nie nudzi was ten blog?
Zachęcam do komentowania postów. Bez komentarzy nie ma rozdziałów o chęci. Jeśli chcecie kolejny rozdział muszą być pod tym postem przynajmniej 3 komentarze.
Pozdrawiam
wtorek, 25 lipca 2017
11. Zemsta
Promienie słońca ogrzewały futra lwów. Stado jeszcze spało.
W powietrzu wisiała lekka mgła, spokojny wiatr czochrał grzywy lwów. Biała księżniczka przeciągneła się leniwie i ziewneła.
W powietrzu wisiała lekka mgła, spokojny wiatr czochrał grzywy lwów. Biała księżniczka przeciągneła się leniwie i ziewneła.
-Erno, wstawaj- szepneła Evia szarpiąc za ucho brata.
-Wasza wysokość teraz śpie
-Właśnie widze-Evia sypneła piachem w zielone oczy lwa.
-Hej!- Erno zerwał się na równe nogi i zaczą biec za Evią. Rodzeństwo biegało po łące, szarpało się za uszy i opsypywało się piachem.
Haren siedział pod skałą i patrzył na zabawe lwów. Był wściekły i zazdrosny.
Gdy ,,dzieciaki" skończyły zabawe, Erno udał się na polowanie.
Evia po cichu podeszła do skały tak aby nikogo nie obódzić.
-Lubisz Erna co?- zapytał z niesmakiem Haren.
-Jasne, ale ty...
-Nie kończ wiem co do niego czujesz- przerwał Haren i zeskoczył z półki skalnej.
-Wiesz?-Evia niespodziewanie pocałowała Harena w usta.
-A więc wolisz mnie?- zapytał Haren z nutą zadowolenia.
-Zgadnij-księżniczka wtuliła się w grzywe lwa.
-Uganiasz się za wieloma lwami
-Wcale nie. Kocham, ciebie i-Evia nie skończyła.Haren pocałował namiętnie lwice. Evia odwdzięczyła się tym samym.
-:-
Zarys leżał dumnie w jaskini trzymając w łapach Asante. Obmyślał jej przyszłość.
-Mówiłam,że nie wolno ci jej dotykać!-warkneła lwica i szybkim ruchem złapała lwiczke za kark.
-Ja też mam prawo ją wychowywać!-oczy króla zabłysły wściekłością.
-Powtarzam kolejny raz! Nie jesteś jej godzien dotykać!
-Zamknij się !- rykną władca- Jeszcze zobaczysz jaka czeka cie niespodzianka!!
-Śmierć, moja śmierć- sykneła Moama- zabijając mnie Asanta straci życie
-Cwana jesteś koteczku, co powiesz na drugie dziecko? Jednak teraz niech duchy nie maczają w tym łap
-Jesteś głupcem!
-Będziemy mić syna,będzie on królem
-Po moim trupie!
-Uspokój się kochana...
-Zostaw mnie!- warkneła królowa i wybiegła z jaskini.
Zarys popatrzył w skalną ściane i udał się na poszukiwanie jakiejś Młodej lwicy.
-Narro, urodzisz mi syna!- rozkazał Zarys.
Siwa lwica wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
-Ja... panie...
-Nie bój się mnie-Zarys podszedł do lwicy.
-Ja... no... nie moge- jękneła Narra.
-Jesteś taka piękna-król złożył namiętny pocałunek na ustach lwicy.
-Wasza wysokość, ja nie moge. Pan ma żone
-Nie kocham jej, kocham ciebie
-Ja nie rozumiem
-Od dawna mi się podobasz- Zarys musną ogonem pysk lwicy.
-Czy to nie jest złamanie prawa?- lwica odsuneła się od króla.
-Jesteś taka młoda i naiwna. Prawo nic nie znaczy-Zarys polizał lwice.
Narrra poczóła motylki w brzuchu.
-Nie ja... nie moge
-Albo urodzisz mi syna albo czeka cie śmierć
-Ja no dobrze-lwica popatrzyła smutno w ziemie i udała się na spacer.
-:-
Stado było gotowe do dalszej wędrówki. Na czela stał Erno, Evia i Haren. Evia dalej nie mogła uwierzyć że Erno jest jej bratem. Jednak cieszyła się. Erno był mądrym, spokojnym i przyjacielskim lwem.
-Rozumiem, że jesteśmy w doolinie za górami- rzekła Evia oglądając góry.
-Raczej opuszczamy doline- oznajmił dumnie Haren. Czół się jak prawdziwy przywódca, jak... król.
Wataha lwów podeszła do dwóch gór, które tworzyły przesmyk.
-Tu może być niebezpiecznie- poimformował czarny lew.
-Nic nie stanie nam na przeszkodzie-powiedział luzacko Haren i ruszył pewnym krokiem przed siebie.
Biała lwica niepewnie ruszyła za lwem. Około godzine później stado znalazło się na granicy Ziemi Śmierci.
-A więc znowu w domu-Erno wypią pierś i zrobił głęboki wdech.
-Czas na wojne?- zapytał podekscytowany Haren.
-Nie jeszcze nie. Przepowiednia jeszcze się nie spełniła-przyznał Erno i zmarszczył brwi.
-Jedna plaga już była. Czekamy na kolejne dwie
-Ide się przejść-oznajmiła Evia i oddaliła się od stada.
-Uważaj na siebie!
-Haren co ty się nią tak przejmujesz?-zapytał Erno uderzając lwa w bok.
-Ja? Skond!!
-Oj skowronku, ktoś się tutaj zakochał-zaśmiał się syn Eramy.
-Co ty wymyślasz!-Haren rzucił się na Erna.
-Oo bawimy się?-zielonooki odskoczył po czym wdrapał się na grzbiet ,,brata".
-:-
Księżniczka szła samotnie po Ziemi Śmierci. Nie byłu tu pięknie. Brak wody, szara ziemia, wszędzie kości,krew i brak drzew. Nawet słońce nie miało ochoty wyjść zza chmur. Gdy Evia znalazła gruby kij wsadzony w ziemie( dawne drzewko) ujrzała kępke trawy i pare kwiatów.
-A więc coś tu żyje!
Nagle nad głową Evi przeleciały dwa zielone ptaki.
-Zasługa władców-księżniczka ułożyła soę wygodnie na soczystej trawie. Po chwili obok Evia pojawił się zarys czarnej postaci.
-Kim jesteś?- zapytała Evia wstrzymując oddech.
-Jestem Erama. Twoja matka-oznajmił duch spokojnym, przyjacielskim tonem.
-Yyy...-biała lwica odsuneła się gwałtownie.
-Spokojnie, ja jestem tylko duchem, nic ci nie zrobie
-Jeeesteś moją matką?
-Tak, i mamą Erna
-Jesteś podobna do niego...
-Może i tak. Ale przychodze tu w innej sprawie. Mam mało czasu.Jesteś księżniczką, musisz poprowadzić stado i pokonać Zarysa, to twoje zadanie. Przywołaj pokój.
-Myślałam,że Ziemia Śmierci jest okropna, a tu są kwiaty, trawa i ptaki
-Owszem ale są to śladowe ilości.Niedawno na świat przyszła lwica,została przyjęta jako księżniczka
-Skoro ty pragnełaś wolności to czego o nią nie walczyłaś?
-Byłam słaba. Teraz królową jest Moama i ona nienawidzi Zarysa, ma władze nad Ziemią Śmierci i może ją troche poprawić na lepsze
-Rozumiem- powiedziała cicho Evia. Duch rozpłyną się w powietrzu. Evia siedziała i myślała. Do jej głowy przychodziły nowe myśli.
-:-
Narra biegła najszybciej jak mogła. Do oczu napływały jej łzy. Gorączkowo szukała Moamay.
Królowa myła brązowe lwiątko leżąc daleko od lwiej skały i rozmawiając z Loksim.
-Moamo! Ja nie wytrzymam ja chce odejść z tego świata!-krzyczała Narra.
-Narro spokojnie- królowa starała się mówić delikatnie.
-Zarys chce cie zdradzić, chce abym urodziła mu syna-Narra gożko płakała. Moama wstała podała lwiątko Loksjemu. Płacząca lwica zrobiła zdziwioną minę na widok tego co zrobiła Moama.
-Zarys przegina. Musimy zorganizować strajk, bunt-warkneła Moama.
-Dlaczego spotykasz się z tym lwem?- zapytała Narra.
-Loksim? To mój mąż
-Zarys jest twoim mężem!
-Nie, nie jest- zaprzeczyła surowym tonem Moama-Jako królowa zabraniam spotykania się z Zarysem
Narra otarła łzy w jej oczach zabłysła zemsta.
Wieczorem Moama zebrała wszystkie lwice.
-Musimy sprzeciwić się Zarysowi,tak nie może być!
-Ale on jest potężny ma swoją armie- szepneła jedna z lwic.
-Jesteśmy silniejsze psychicznie!-warkneła Gaja.
-Nie damy mu się!! Stworzymy własną armię!-krzykneła Satyni.
-Tak! -wszystkie lwice triumfalnie rykneły.
-To będzie koniec naszych męk, krwi i łez!-Moama dostojnie usiadła na kamieniu.
-:-
Evia, Erno i Haren szli ciemną nocą. Na niebie lśniły gwiazdy, a księżyc oświetlał Lwią Skałe widzianą na horyzońcie.
-Zniszczymy Zarysa?- zapytał Haren patrząc na Evie wspinającą się na górke z suchej gliny.
-Teraz zajdzie słońce Czarnego Legionu,a wzejdzie mojego-Evia popatrzyła poważnie na Lwią Skałe i cicho warkneła.
-*-
Hej!Już jestem jak podoba wam się rozdział?
1.Czy będzie wojna?
2.Czy Moama się zmieniła odkąd poślubiła Zarysa?
3.Czy Narra urodzi syna?
Do Emilki Uru: Opowiadanie o Chace zostało skończone zapraszam do czytania.
Pozdrawam.
-Albo urodzisz mi syna albo czeka cie śmierć
-Ja no dobrze-lwica popatrzyła smutno w ziemie i udała się na spacer.
-:-
Stado było gotowe do dalszej wędrówki. Na czela stał Erno, Evia i Haren. Evia dalej nie mogła uwierzyć że Erno jest jej bratem. Jednak cieszyła się. Erno był mądrym, spokojnym i przyjacielskim lwem.
-Rozumiem, że jesteśmy w doolinie za górami- rzekła Evia oglądając góry.
-Raczej opuszczamy doline- oznajmił dumnie Haren. Czół się jak prawdziwy przywódca, jak... król.
Wataha lwów podeszła do dwóch gór, które tworzyły przesmyk.
-Tu może być niebezpiecznie- poimformował czarny lew.
-Nic nie stanie nam na przeszkodzie-powiedział luzacko Haren i ruszył pewnym krokiem przed siebie.
Biała lwica niepewnie ruszyła za lwem. Około godzine później stado znalazło się na granicy Ziemi Śmierci.
-A więc znowu w domu-Erno wypią pierś i zrobił głęboki wdech.
-Czas na wojne?- zapytał podekscytowany Haren.
-Nie jeszcze nie. Przepowiednia jeszcze się nie spełniła-przyznał Erno i zmarszczył brwi.
-Jedna plaga już była. Czekamy na kolejne dwie
-Ide się przejść-oznajmiła Evia i oddaliła się od stada.
-Uważaj na siebie!
-Haren co ty się nią tak przejmujesz?-zapytał Erno uderzając lwa w bok.
-Ja? Skond!!
-Oj skowronku, ktoś się tutaj zakochał-zaśmiał się syn Eramy.
-Co ty wymyślasz!-Haren rzucił się na Erna.
-Oo bawimy się?-zielonooki odskoczył po czym wdrapał się na grzbiet ,,brata".
-:-
Księżniczka szła samotnie po Ziemi Śmierci. Nie byłu tu pięknie. Brak wody, szara ziemia, wszędzie kości,krew i brak drzew. Nawet słońce nie miało ochoty wyjść zza chmur. Gdy Evia znalazła gruby kij wsadzony w ziemie( dawne drzewko) ujrzała kępke trawy i pare kwiatów.
-A więc coś tu żyje!
Nagle nad głową Evi przeleciały dwa zielone ptaki.
-Zasługa władców-księżniczka ułożyła soę wygodnie na soczystej trawie. Po chwili obok Evia pojawił się zarys czarnej postaci.
-Kim jesteś?- zapytała Evia wstrzymując oddech.
-Jestem Erama. Twoja matka-oznajmił duch spokojnym, przyjacielskim tonem.
-Yyy...-biała lwica odsuneła się gwałtownie.
-Spokojnie, ja jestem tylko duchem, nic ci nie zrobie
-Jeeesteś moją matką?
-Tak, i mamą Erna
-Jesteś podobna do niego...
-Może i tak. Ale przychodze tu w innej sprawie. Mam mało czasu.Jesteś księżniczką, musisz poprowadzić stado i pokonać Zarysa, to twoje zadanie. Przywołaj pokój.
-Myślałam,że Ziemia Śmierci jest okropna, a tu są kwiaty, trawa i ptaki
-Owszem ale są to śladowe ilości.Niedawno na świat przyszła lwica,została przyjęta jako księżniczka
-Skoro ty pragnełaś wolności to czego o nią nie walczyłaś?
-Byłam słaba. Teraz królową jest Moama i ona nienawidzi Zarysa, ma władze nad Ziemią Śmierci i może ją troche poprawić na lepsze
-Rozumiem- powiedziała cicho Evia. Duch rozpłyną się w powietrzu. Evia siedziała i myślała. Do jej głowy przychodziły nowe myśli.
-:-
Narra biegła najszybciej jak mogła. Do oczu napływały jej łzy. Gorączkowo szukała Moamay.
Królowa myła brązowe lwiątko leżąc daleko od lwiej skały i rozmawiając z Loksim.
-Moamo! Ja nie wytrzymam ja chce odejść z tego świata!-krzyczała Narra.
-Narro spokojnie- królowa starała się mówić delikatnie.
-Zarys chce cie zdradzić, chce abym urodziła mu syna-Narra gożko płakała. Moama wstała podała lwiątko Loksjemu. Płacząca lwica zrobiła zdziwioną minę na widok tego co zrobiła Moama.
-Zarys przegina. Musimy zorganizować strajk, bunt-warkneła Moama.
-Dlaczego spotykasz się z tym lwem?- zapytała Narra.
-Loksim? To mój mąż
-Zarys jest twoim mężem!
-Nie, nie jest- zaprzeczyła surowym tonem Moama-Jako królowa zabraniam spotykania się z Zarysem
Narra otarła łzy w jej oczach zabłysła zemsta.
Wieczorem Moama zebrała wszystkie lwice.
-Musimy sprzeciwić się Zarysowi,tak nie może być!
-Ale on jest potężny ma swoją armie- szepneła jedna z lwic.
-Jesteśmy silniejsze psychicznie!-warkneła Gaja.
-Nie damy mu się!! Stworzymy własną armię!-krzykneła Satyni.
-Tak! -wszystkie lwice triumfalnie rykneły.
-To będzie koniec naszych męk, krwi i łez!-Moama dostojnie usiadła na kamieniu.
-:-
Evia, Erno i Haren szli ciemną nocą. Na niebie lśniły gwiazdy, a księżyc oświetlał Lwią Skałe widzianą na horyzońcie.
-Zniszczymy Zarysa?- zapytał Haren patrząc na Evie wspinającą się na górke z suchej gliny.
-Teraz zajdzie słońce Czarnego Legionu,a wzejdzie mojego-Evia popatrzyła poważnie na Lwią Skałe i cicho warkneła.
-*-
Hej!Już jestem jak podoba wam się rozdział?
1.Czy będzie wojna?
2.Czy Moama się zmieniła odkąd poślubiła Zarysa?
3.Czy Narra urodzi syna?
Do Emilki Uru: Opowiadanie o Chace zostało skończone zapraszam do czytania.
Pozdrawam.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)








