niedziela, 1 października 2017

17.Duchy z przeszłości i klęska zielonookiego

Wszystkie pyski były skierowane ku niebu. Wszystkie oczy były szeroko otwarte. Twarze lwów nie kryły zdumienia, zachwytu i lęku. Na wiecznie szarym niebie rozbłysły żółte i pomarańczowe promienie. Oświetliły całą Ziemię Śmierci.
-Władcy- westchneła Evia zzadowoleniem.

-Duchy niebieskie- wydusiła pełna zachwytu Satyni.

-Szkoda, że tego nie widzisz-szepneła Moama będąc już bardzo daleko od Lwiej Skały.

Z nieba jak zza drzwi wyszły lwy i lwice.
Gdy ich łapy dotkneły suchej ziemi ich przezroczste ciała nabrały intęsywnych kolorów.
Po paru minutach zachwytu, Czarny Legion zrozumiał, że to pomoc dla zdrajców. Vori jako pierwszy zaatakował pierszego ducha- Skaze.
-Podobny jesteś do mnie-rzekł spokojnie Taka-Ale ja się zmieniłem i mam nadzieję,że ty też to uczynisz
Szary lew wbił pazury w ducha,ten jednak zaśmiał się.
-Głupi jesteś Vori-wszyscy władcy podeszli do przypadkowych lwów z Ostatniego Legionu i weszli do serc dobrych lwów.

Walka odnowiła się na nowo, jednak Ostatni Legion miał wreszcie przewage.

OCZAMI ERNA
Nabrałem sił,moje bolesne rany zagoiły się niemożliwie szybko. Podświadomość kazała mi isć na czubek skały i stoczyć walke z Zarysem. Trudno mi było ominąć pole bitwy. Moja matka była u mnie w sercu to ona nadał mi tyle siły.  W końcy dotarłem do miejsca gdzie stał Zarys i zdaje się,że czekał na mnie.
-Jesteś-sykną szyderczo lew.
-Chce pomścić Matke i Loksjego i tych wszystkich co zabiłeś- ryknołem i zbliżyłem się do władcy. Walka była krwawa.  Gdy już miałem pokiereszowane ucho i krew lała się ze mnie jak wodospad z zamglonymi oczami nie patrząc co robie popchnołem lwa na głaz, z którego zleciał drugi mniejszy. Zarys został nim przygnieciony. Opadłem z sił. Leżałem tak pół godziny chyba płakałem z bólu. Nie wiem jak to się stało ale wstałem i zepchnołem kamień z pleców lwa. Zarys kaszlał i dyszał. Miał duże drgawki.
-Dziękuje-szepną.
-Za co?- zapytałem nie rozumiejąc o co chodzi.
-Za śmierć- lew uśmiechną się łagodnie.
-Zaza....za śmierć?
-Tak tylko ona mogła mnie uwolnić synku
Patrzyłem na zielonookiego w szoku. Gadał on dziwne rzeczy i nie w jego stylu.
-To pewnie zasadzka
-Nie mój chłopcze. Moja dusza była uwięziona przez boga zła Mabaya. Tylko śmierć mogła mnie uwolnić od niego. Gdzie jest Satyni?
-Twoja córka tak?
-Tak. Byłem dla niej okrutny i okrutny dla jej matki-lew zapłakał-Zabiłem ją
-Nie ty tylko Mabaya-zaprzeczyłem.
-Jak mogłem na to pozwolić. Kochałem ją była dla mnie wszystkim
-Jeśli naprawde wstąpił w ciebie ten demon i zawładną ciałem i duszą to dlatego siałes zło i cierpienie i zabiłeś,to znaczy ten demon zabił moją matkę
-Erama, zabiłem ją tymi łapami,moją ukochaną Erame, a później kazałem wyrzucić do rzeki nasze dzieci-lew wycisną ostatnią łze.
-To znaczy że Mirakel nie jest moim ojcem?
-Evi i Erno jesteście moim dziećmi-sapną lew.
-I przez te wszystkie lata nie myslałeś o nas?-  do moich oczu cisneły się łzy.
-Napraw to co zniszczyłem, przeproś Moame ode mnie, prosze
-Zar... Ojcze- pochyliłem głowę nad ciałem-Zabiłem cię, przeepraszam
-Tylko śmierć była dla mnie zbawieniem, jestem ci wdzęczny że zabiłeś mnie
-Tato
-Pozdrów ode mnie siosry
-Tato!
-Dziękuję
Lew zamkną oczy i umarł. Umarł z uśmiechem na twarzy. Z jego ciała wyparowała ciemna smuga i powędrowała do góry, poczółem jak z mojego serca wyleciał duch matki, który przeleciał nad ziemią i zniszczył czarną smuge- Boga zła.

Ziemia Śmierci ociekła krwią. Stanołem na czubku skały i krzyknołem:
-Zarys nie żyje!!!!
Wszystkie twarze zostły skierowane na mnie. Czarny Legion zaprzestał walk. Nie mieli po co walczyć, nie mieli dla kogo walczyć. Z serc lwów wyszli władcy i rozpuścili się w ziemi.
-:-
Gdy Erno zszedł do lwów Haren i Evia uśmiechneli się lekko do lwa. To był koniec wszelkiego zła.
-Albo nawrócicie się albo zostaniecie zesłani na wieczne potępienie-oznajmił Erno. Do Ostatniego legionu dołączył Syriusz i pare innych lwów. Reszta nie chciała mieć doczynienia z Ziemią Śmierć i odeszła w swoją stronę.
-Satyni- zacząn Erno- Zarys był twoim ojcem
-Niestety-mrukneła lwica.
-Ja też i Evia-tu lew spojrzał na białą.
-Nie waszym ojcem był Mirakel byłam jego żoną
-Nie. Gdy uszkodziłem Zarysa wyznał mi że Erama była naszą matką a w jego dusze wstąpił bóg zła. To prawda
-To kim był Mirakel?
-Zapewne mężem Eramy ale nie mieli dzieci wszystko było udawane- rzekła Evia.
-:-
Beżowa lwica upadła na ziemię w raz z ciałem męża.
-Już niedługo cię zobacze, Loksi- szepneła i odeszła do świata, z którego nikt nie wraca.

A w oddali było słychać jej głos:
" Synku napraw to co zostało zniszczone
   Kocham cię"


Haren poczół ukucie w sercu- Mamo, postaram się


Nastała już noc. Deszcz dalej padał i zmywał nienawiść z Ziemi Śmierci.
Trzy lwy staneły na czóbku skały i rykneły donośle.
-Udało nam się- powiedziała Evia po zakończeniu ryku.
-Ponieśliśmy wiele strat- przyznał Haren.
-Ale warto było- Erno rykną jeszcze raz a dwa pozostałe lwy uczyniły to samo.


-Asanto udało nam się- Nimfa poklepała małą.
-Moja mamusia, znowu poczółam ukucie w sercu-lwiątko zapłakało mocno.
-Ona zawsze będze w twoim sercu

-:-
Rozdział mega krótki. Pewnie zadziwi was to co się tu wydarzyło i może wam się wydawać naciągany. Jednak pomysł był już dawno ale za krótki. No nic czasem tak musi być.

1 komentarz: