sobota, 9 września 2017

15. Śmierć bliskiego

Czarny lew podszedł do króla, patrząc na niego spode łba.
-Jak możesz...
-A więc to ty jesteś ojcem tego dziecka, mogłem się domyśleć-szepną lew tak aby nikt nie usłyszał
Loksi kiwną twierdząco głową. Dwa lwy patrzyły na siebie wściekle, byli gotowi do walki. Czerwonooki wysuną pazury i warkną cicho-To już czas- lew wtopił ostre pazury w bok króla. Zarys rykną z bólu,rozpoczeła się walka, krwista walka. 
Czarny Legion przystąpił do gry.
-Erno gdzie idziesz?-zapytała Evia przedzierając się przez walczące lwy. 
-Do Moamy, nie idź za mną- brat znikną lwicy z oczu.
-:-
-Możemy iść?- zapytała dosyć młoda lwica.
-Jeszcze chwila-Haren ukrywał się wraz z garstką stada za wielkimi kamieniamy leżącymi u podnóża skały.
-:-
Młody lew z trudem wdrapał się na skałe aby móc zobaczyć Moame.
Lwica leżała, a obok niej stały Gaja i Stayni,wierne przyjaciółki.
-Czy ja odchodze? Jestem słaba- powiedziała cicho i nie wyraźnie królowa.
-Nie jesteś słaba- zaprzeczył Erno podchodząc do trzech lwic.
-Mój drogi Erno tylko widok twój i Harena doda mi sił- na pysku Moamy zakwitniał mały uśmiech.
-Musisz wstać,potrzebują cię, twój syn cię potrzebuje- rzekła Satyni.
-Mój syn mnie nie nawidzi-oznajmiła Moama i zamkneła oczy.
-Nie, prosze nie!-krzyczał Erno.
-Była wspaniałą królową-Satyni pochyliła głowe nad ciałem, z jej oka wyleciała łza, która wylądowała na nosie Moamy.

Stał się cud! Lwica wstała o własnych siłach.
-Jak ty to zrobiłaś?- zapytała Gaja spoglądając z podziwem i zdziwieniem na córke Zarysa.
-Nie mam pojęcia-Satyni spojrzała na Moame-Dasz rade walczyć?
-Myśle, że tak-królowa wysuneła pazury.
-Jakim cudem...?- Erno wybałuszył oczy.
-Nie mam pojęcia ale zawsze od urodzenia robiłam dziwne rzeczy-przyznała Satyni.
-Nie mamy czasu na gadanie trzeba pomóc innym- królowa rozejrzała się wokół siebie -Gdzie jest Loksi?
-Tam na górze!-krzykneła Gaja wskazując dużą półke skalną.
-Ide tam-rzekła królowa i kiedy miała pobiedź pomóc mężu, Erno zatrzymał ją.
-Erno ja muszę
-Tylko uważaj na siebie-Erno uśmiechną się łagodnie,po czym odsuną się od przyjaciółek Moamy i rykną doniośle.

-Szybko, to znak-stwierdził Storm i pogonił stado gotowe do walki.
Mała bitwa zrodziła się w wojne, to poraz pierwszy od tysiąca lat dobre lwy zaatakowały złe! Nigdzie nie brakowało rozlewu krwi, dosyć dobrze było słychać odgłos łamanych kości. Walka była dosyć niesprawiedliwa, ponieważ Czarny Legion był o wiele większy i silniejszy, ale czego nie zrobią lwy aby wywalczyć pokój i wolność.

-Już czas?-zapytała ponownie młoda lwica.
-Tak, już czas-stwierdził fioletowooki i garstka lwów ruszyła do akcji.

OCZAMI HARENA
Ja i garstka lwów wyszliśmy zza kamieni, nikt nas nie zauważył. Szedłem spokojnym krokiem, a za mną stadko. Starałem zachować spokój, było to jednak bardzo trudne, na moich oczach gineli znajomi, przyjaciele, rodzina.
-Haren, oni mają przewagę czas im pomóc- otparła moja babcia.
Nic nie odpowiedziałem, kiwnołem tylką głową. Lwy ruszyły do walki, ja sam zostałem. Sam nie wiem co czułem, strach, nienawiść? A może bezradność? Te dosyć duże czarne bestie nie były zwykłymi głupimi hienami, oni byli od małego hodowani na zabójców. Nie mogąc patrzeć na rozlaną krew ruszyłem do walki. Dwa szare lwy wyskoczyły na mnie z pazurami. Stanąłem na dwóch łapach i uderzyłem jednego lwa w pysk. Stary lew upadł, drugi trochę młodszy od tamtego wskoczył mi na plecy i wgryzł swoje czerwone od krwi zęby w mój kark. Ryknąłem z bólu i upadłem na ziemię. Z karku sączyła się krew, zacisnąłem zęby i z nienawiścią żuciłem się na lwa, który przegryzł mi kark. Jednak lew już leżał został pokonany przez Gaje, która uśmiechneła się do mnie.
-Wszystko w porządku?- zapytała pogodnie jak by wojny nie było.
-Powiedzmy-uśmiechnąłem się, w duszy wybuchłem śmiechem, lwica zachowywała się jakby była na porannym spacerku.
Przedarłem się przez walczące lwy. Moje łapy toneły w kałurzy krwi. Na ziemi leżały martwe lwy. Rozpoznałem pare, były to lwy z Rajskiej Wyspy i moi przyjaciele z dzieciństwa. Odwróciłem łeb aby nie patrzeć na zwłoki, przegrywaliśmy. Nagle zobaczyłem małe lwiątką było przerażone i mokre od krwi. Ruszyłem co sił w łapach aby uratować maleństwo.
-Co tu robisz?-zapytałem czule malucha. Lwiątko odwróciło główkę w moją stronę.
-Boję się,chce do mamy- maleństwo zapłakało. Tym małym lwiątkiem była moja siostra! Bez zastanowienia złapałem malucha i oddaliłem się od pola bitwy.
-Co tam robiłaś?-powtórzyłem pytanie kładąc lwiątko na kępke trawy.
-Szukałam mamy, zabijesz mnie?-dziecko wciąż płakało.
-Nie zabije-wziąłem głęboki oddech- jestem twoim bratem Asanto.
-Haren? Troche inaczej sobie ciebie wyobrażałam- stwierdziła.
-Nie możesz iść tam jest niebezpiecznie. Rozumiesz?
-Rozumiem-dziecko pochyliło głowę.
-Kto się tobą zajmie?-pomyślałem na głos, a mała spojarzała na mnie, coś ją olśniło.
-Może ta stara małpa się mną zajmie
-Jaka małpa?
-Szamanka, ja wiem gdzie to jest
-Nie lepiej nie, zchowaj się za tym głazem i nie wychodź! Jasne?
-:-
Zarys wgryzł się w ciało generała.
-Zdrajco!-warkną i przydeptał ogon lwu.
Loksi nie słuchał króla, tracił już siłe, czół jak jego powieki zaraz opadną,nogi mu drżały z bólu.
-Żegnaj, generale-sykną Zarys i popchną lwa tak, że nie miał już siły wstać-Miło było
-Nie!- rykneła Moama i skoczyła na Zarysa powalając go na ziemie, daleko od Loksjego.
-Loksi-szepneła.
-Jesteś tu?
-Tak jestem przy tobie-lwica pochyliła się nad lwem.
-Kocham cię
-Loksi, prosze
-Byłem złym lwem- czerwonooki mówił co raz ciszej-Ale dzięki tobie, stałem się dobrym lwem, Aniołku.
-Nie Loksi!!Musisz żyć,Asanta musi cie poznać,Kocham cię!-Moam krzyczała, do oczu napływały jej łzy.
-Czuje, że już zabierają mnie tam
-Nie!! Zostań tu jeszcze- szlochała lwica.
-Zasłużyłem-powiedział spokojnie lew.
-Potrzebujemy cie, prosze zostań! Nie zostawiaj mnie!
-Aniołku
-Prosze- szepneła lwica i otarła swoją głowę o głowe męża-Prosze

Na niebie pojawiły się chmury i spadł deszcz. Tak deszcz, którego nie było już bardzo długo. Królowa klęczała nad martwym mężem,po jej policzkach pociekały łzy zmieszane z kroplami deszczu. Lwica zamknęła oczy, ktoś bliski jej sercu odszedł, był kiedyś demonem,a teraz aniołem. Nie teraz nie, teraz jest duchem, który zamieszka w sercu Moamy, Harena, Erna i Asanty. Lwica klęczała dalej, a u podnóża skały dalej toczyła się wojna.Czy wojan się skończy tego nikt nie wie.
-:-
I co sądzicie o rozdziale? Mam nadzieję, że nie nudny :) Tak wiem koniec nie jest wesoły, ale tak właśnie wygląda wojna.
Teraz rozdziały będą dodawane co sobote.
1.Czy Moama pogodzi się ze śmiercią Loksjego?
2.Kiedy skończy się wojna?
3.Jak myślicie skond tyle złości w sercu Zarysa?
Pozdrawiam.

2 komentarze:

  1. Nie zły rozdział. I nie martw się, nie był nudny, możesz mi wierzyć.
    Jak narazie to pierwsze Twoje opowiadanie, które przeczytałam, dlatego nie znam dobrze postaci i trudno będzie mi odpowiedzieć na pytania, ale postaram się:
    1. Pewnego dnia, na pewno...
    2. Mam nadzieję, że już nie długo.
    3. Tu, to naprawdę nie wiem...
    Pozdrawiam i życzę weny.

    Ps. Znalazłam kilka błędów (np. pisze się skąd, a nie skond).

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział i oczywiście,czekam na next.Noksi nie żyję,smutne,ale przynajmniej Moama przeżyła.
    1.Pewnie z czasem
    2.Według przepowiedni,niedługo
    3.Nwm
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń