wtorek, 11 lipca 2017

10.Potomek

Moama szła spokojnym krokiem w poszukiwaniu Loksjego. Chciała z nim porozmawiać na temat dziecka. Był to jeden z tych setkich dni kiedy nie świeciło słońce.
-Witaj kochan- przywitał się czule Loksi podchodząc z nienacka do Moamy.
-Nasze dziecko już domaga się wyjścia by zobaczyć ten okropny świat-westchneła królowa. Moama miała już duży brzuch, przez który było jej trudno chodzić.
-Niebieskie czy różowe?- zapytał Loksi.
-Nie mam pojęcia ale czuje,że dziewczynka
Loksi posłał Moamie lekki uśmiech.
-Musze iść
-Do zobaczenia-pożegnała Moama i ruszyła w strone skały.  Kiedy doszła położyła się na zimnym kamieniu. Lwica położyła głowe na łapach i zobaczyła idącą w jej strone matke.
-Mamo! Gdzie ty tyle byłaś?- zapytała córka i z trudem wstała.
-Nie wstawaj! Byłam u Nimfy. Jak tam twoje maleństwo?
-Ała!!- sapneła Moama.
-Który to miesiąc?- zapytała z niepokojem matka królowej.
-Czwarty- szepneła Moama.
-Dziecko ty powinnaś leżeć w jaskini!!
Mama Moamy zaprowadziła córke do lwiej jaskini.

-Zaczyna się- szeptały lwice czekjąc pod skałą.
-Już jestem gdzie królowa?- zapytała Nimfa sapiąc ze zmęczenia, gdyż musiała biec, a jej małpie stare nogi nie były przyzwyczajone to takiego wysiłku.
Gaja pokazała głową miejsce porodu dziecka.
Moama leżała i z trudem oddychała. Chciała żeby to Loksi teraz obok niej był, a nie Zarys, który siedział w ciemnym końcie gdzie było widać tylko jego zielone oczy.
Poród nie trwał długo. Po chwili rozległ się płacz lwiątka.
Wszystkie lwice cieszyły się udaną akcją. Jednak radość ta nie trwała długo. Każda lwica prosiła władców aby to lwiątko było choć troche podobne do królowej.
-To dziewczynka-oznajmiła Nimfa i położyła lwiątko w łapy matki. Lwiczka była czekoladowa. Odziedziczyła oczy po Moamie i nos po Loksim. 
Zarys był chwilowo wściekły to dziecko ani troche go nie przypominało.
      
 Loksi z trudem znalazł się pod Lwią Skałą. Chciał ujżeć swoje maleństwo. Z Jaskini wyszła mama królowej i Loksi miał okazje zapytać o puchatą kulke.
-I co?- zapytał Loksi.
-To dziewczynka. Bardzo podobna do Moamy, ale nos ma twój- szepneła mama.
Loksi bardzo chciał zobaczyć maleństwo nawet ustalił imie- Asanta. 

W jaskini została już Moama z brązową kulką i Zarysem.
- Powiedz mi dlaczego twoje dzieci są zawsze podobne do ciebie?- syknął z zazdrością król-Przynajmniej ja ją wychowam
-Nigdy nie dam ci jej do wychowania!! Nie dosyć że ty jesteś tyranem to jeszcze ona ma być?!?!?
-Uspokój się. Musimy ją nazwać-rzekł Zarys i uważnie przyjżał się maleństwu.
-Będzie Asanta-oznajmiła królowa- Lok... los tak chciał
-Lepiej brzmi Kora- sykną król.
-Będzie Asanta i koniec!-rykneła Moama.

Tego samego dnia odbyła się prezentacja Asanty. Zarys i Moama wspieli się na Lwią Skałe, a zanimi weszła Nimfa trzymająca  małą kulke.

Wszystkie lwy ustawiły się przed skałą. Loksi patrzył dumnie na małą lwiczke. To on powinien stać tam gdzie teraz Zarys.
Wszystkie lwy rykneły i oddały ukłon młodej księżniczce. Nagle cud ukazał się na oczach stada. Zza szarych chmur wyszły pojedyńcze promyki słońca, które uświetliły małą Asante i Moame. Zarys stał i czekał aż i jego władcy obdażą słońcem jednak tak się nie stało. Nimfa podniosła Asante aby pokazać ją władcom. Stado lwów ukłoniło się poraz drugi, a futerko księżniczki zostało potargane przez wiatr władców, którzy przyjeli ją jako dobrą księżniczke. 
Nie dosyć władcom było cudów. Na Ziemie Śmierci zawitały różno kolorowe ptaki, które przeleciały wokół młodej lwiczki śpiewając. Na ziemi wyrosło pare różowych kwiatów, a wiatr zdmuchnął z gleby stare kości. Prezentacja lwiątka był cudem. Władcy przygotowali tak jak mogli ziemie dla małego szkraba.
-:-
Małe stado lwów leżało na czerwonym piachu. W powietrzu wisiała ponura mgła. Brązowy lew z trudem podniósł głowe z ziemi. Jego fioletowe oczy ujżały czerwień i goronco. Do okoła na horyzoncie rozciągały się potężne góry. Haren z wielkim wisiłkiem wstał i zaczą szukać wzrokiem białą lwice. Ujżał tylko jej głowe wychodzącą z pod góry piachu. Lew  na chwiejnych nogach podszedł do Evia i zdją z niej góre piachu. 
-E... Evia?!- zapytał z nadzieją w głosie Haren.
-Gdzie jesteśmy?- Evia otworzyła oczy.
-Sam nie wiem. Ale martwiłem się o ciebie- powiedział z troską Haren.
-To miłe- szepneła Evia.
-Możesz wstać?-zapytał fioletowooki sam ledwie stojąc na łapach.
-Chyba tak- westchneła księżniczka i podparła się na przednich łapach. Gdy próbowała postawić tylne nogi przez przypadek się potkneła i upadła na Harena.
-Jesteś tak blisko-szepnął Haren.
-Tak blisko...- powtórzyła Evia i pocałowała lwa w policzek. Haren spojżał na księżniczke i pocałował ją w usta.
-Tu są lwy i mogą patrzeć- upomniała Evia.
-Niech patrzą jakie mamy szczęście- rzekł Haren. Evia posłała mu czuły uśmiech i pocałowała lwa tym razem w usta.
-Wiesz co- zaczą brązowy lew
-Tak?
-Kocham cię- wydukał Haren cały czerwony.
-Ja też daże cię wielkim uczuciem- oznajmiła Evia i wtuliła głowe w grzywe lwa. Kiedy reszta lwów się obudziła stado ruszyło.
-Gdzie idziemy?- zapytał jeden z lwów.
-Na ... prosto przed siebie- odpowiedział Haren z godnością.
-:-
Erno popatrzył w niebo. Było inne niż na Ziemi Śmierci.
-Nie jestem w swojej ojczyźnie- powiedział sam do siebie.
Lew wstał z piachu. Było goronco pomimi tego, że nie świeciło słońce. Erno otrzepał się z piachu i ruszył na poszukiwanie jakiegoś znaku życia. Szedł dwie godziny. Jego żołądek domagał się pokarmu,a jego gardło pragneło zwilżenia. Kiedy lew opadał już z sił na horyzoncie ujżał stado lwów.
-Nareszcie!- krzykną o ostatku sił. Stado powolnym krokiem zbliżało się do Erna. Wkońcu czarny lew ujżał znajome twarze.
-Evia ! Haren!
-Erno żyjesz!!-krzykneła Evia i przytuluła się do czarnego lwa. Haren patrzył na to kątem oka z zazdrością.  Lecz sam po chwili rzucił się na ,,brata".
-Co ty tu robisz!?- zapytała Evia.
-Pare dni temy duchy kazały mi przyjść na doline za górami- oznajmił Erno.
-My uciekaliśmy przed plagą-rzekł Haren.
-Uciekaliśmy cały tydzień!- doadała Evia.
Stado lwów postanowiło zrobić postój w górach. 
-Evia moge na momęt?- zapytał Erno podchodząc do księżniczki.
-Jasne. Poczekaj Haren- lwica poszła za Ernem. Haren patrzył na nich z zazdrością.
Erno doprowadził księżniczke do drzewa.
- Znałaś swoich rodziców?
-Nie ale po nocach śni mi się płacz matki- westchneła Evia.
-Evia, twoja i moja matka to ta sama lwica-rzekł Erno nie pewnien reakcji Evi.
-Jak to? Że ja z tobą?!!
- Przepraszam za to co się wtedy stało ja nie wiedziałem, że jesteśmy...
-Musze ochłonąc moge zostać sama?- przerwała Evia.
-Jasne, ja też musze to przemyśleć
Kiedy Erno odszedł przyszedł Haren.
-O czym rozmawiałaś?
Evia nic nie odpowiedziała stała oszołomiona i patrzyła w ziemie.
-Powiedz mi
Księżniczka dalej nic nie mówiła.
-Jemu mogłaś powiedzieć. Rozumiem wolisz go...
Evi popłyneły łzy.
-Evia ja przepraszam- Haren podszedł do lwicy i przytulił ją.

Następnego dnia stado ruszyło na Lwią Skałe. Trudno im było przejść przez piasek więc zajeło im to dużo czasu. Wieczorem stado ujżało zarys lwiej skały...
-:-
Hejka. Wiem że rozdział krótki ale nie będzie mnie przez jakiś czas, i narazie brakuje czasu( wiem powtażam się) na coś długiego. Wróce niedługo. A i zapraszam na głosowanie w ankiecie. Pod koniec lipca zobaczymy kto został bohaterem miesiąca. 
1.Jak wam podoba się nowe lwiątko?
2.Wybaczycie mi tak krótki rozdział?
3. Czy Haren dowie się o tym że Erno jest bratem Evia.
Pozdrawiam i wróce niedługo.





2 komentarze:

  1. Jakoś nie potrafię pisać długich komentarzy, więc wszystko podsumuję.
    Cudowny rozdział :)
    1. Bardzo
    2. Oczywiście, jakżeby inaczej
    3. Myślę, że tak

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta lwiczka jest cudna! Wybacz,że nie będzie to długi komentarz,ale niestety..muszę się spieszyć ^^
    1.Cudowna!
    2.Oczywiście!
    3.Tak
    Oby Evia przyjęła to do wiadomości,może jej i Ermo..objawi się duch ich matki? TO by było ciekawe.
    Pozdrawiam c:

    OdpowiedzUsuń