piątek, 15 września 2017

16. Walka umysłem

OCZAMI ASANTY
Siedziałam cicho za kamienień tak jak mi kazał brat. Patrzyłam przerażona jak giną lwy, wszędzie była krew, sama do końca nie rozumiałam o co chodzi, po co to wszystko. Nagle poczółam jak moje ucho przesiąkło zimną wodą, podniosłam swój mały łepek w góre,z nieba leciała woda! Nigdy nie widziałam czegoś takiego, ale był to dla mnie widok piękny coś oznaczał, jednak moja radość z deszczu nie trwała długo, coś ukuło mnie w moje małe dziecięce serduszko. Bolało i to bardzo, wydawało mi się, że ktoś był smutny, widziałam moją mame na samej górze skały. Pochylała się, nie wiem po co i czemu, nie widziałam też czy jest smutna czy radosna, ciężko była to zauważyć. Posiedziałam jeszcze chwilę w ukryciu aż nie wytrzymałam. Podniosłam swój kuperek i ruszyłam bezgłośnie. Nie wiem czemu ale bardzo pragnełam pójść do tej starej zwariowanej małpy, która zostawiła mi pod okiem cztery lub trzy ( nie umiem zadobrze liczyć) kropki. Zwinnie ominełam pole bitwy tak aby nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nie wiem jak i w jakim czsie znalazłam się przy baobabie. To tu niedaleko ta staruszka spotkała mnie i moją mamę. Drzewo miało szczeline,otwór przykryte ogromnym zeschniętym liściem. Bez zastanowienia weszłam ostrożnie do środka. Po paru minutach moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, widziałam dużo ziół,owoców i dziwnych kolorowych mazi. Gdy tak zwiedzałam mieszkanie staruszki ujżałam ścianę, a na niej namalowne lwiątko. Było też więcej lwów ale było one znacznie dalej niż malec. Przyjżałam się dokładnie malowidłu

Było bardzo daleko od innych, obejżałam te, które były dalej. Dużo ich było, jedne miały czarne grzywy inne zaś rude, lwy byłu różne stare i młode, dobre i złe. Przeniosłam wzrok na osobny malunek. Lwiątko było brązowe,miało jasnofioletowe oczy, było zabójczo podobne do mnie. Czy to byłam ja? Sama nie wiem. Jeśli tak to czemu tak daleko od innych i dlaczego bez mamy? Nic nie rozumiałam. Siedziałam tak jeszcze chwile sama, aż do drzewa ktoś wszedł. Jednym susem schowałam się za stertą ziół.
-Wiem, że tu jesteś-powiedział ktoś, jego głos wydawał się przyjazny. Wychyliłam lekko głowe zza ziół-Wyjdź prosze
-A jeśli nie wyjde?- zapytałam niepewnie.
-To poczekam aż zgłodniejesz- ten ktoś wziął do łap kawałek owoca. Ślinka pociekła mi na sam widok. Postanowiłam więc spróbować.
-Mogła bym kawałek?
-Oczywiście- ten ktoś wysuną łape z owocem, szybkim ruchem złapałam ząbkami "zdobycz".
-Wiem kim jesteś- oznajmił ktoś.
-Jak możesz to wiedzieć?- zapytałam przegryzając fioletowy owoc.
-Jestem szamanem, ja dużo wiem Asanto
-A ty kim jesteś?
-Pomyśl
Pomyślałam chwile- Jesteś tą zwariowaną małpą?
-Jeśli już to mądrą małpą- poprawiła oschle szamanka i podeszła do mnie- Co tu robisz?
-Tam jest wojna i...
-Dalej?- przerwała małpa-Zapada już zmrok, a oni wojują?
-No chyba tak- odparłam bez zainteresowania
-Wygrywają?
-Z tego co zrozumiałam to raczej nie
-Trzeba im pomóc- małpa,nie wiem jak to zrobiła, ale jednak zrobiła włączyła lub zrobiła jasność. Otworzyłam pyszczek ze zdumienia.
-Pomożesz im w tym- małpa wskazała na mnie i wzieła długi kij z grzechotką.
-Ja? Ja nie umiem walczyć ja jestem...
-Umiesz walczyć umysłem, spróbuj
-:-
Lwica pochylała się dalej nad mężem, płakała, płakała tak mocno że serca jej bliski coś kuło. 
-Dlaczego?- zapytała Moama. Sama nie wiedziała do kogo skierowała to pytanie.
-Zasłużył- powiedział Zarys wstając z ziemi.
-Jak możesz- warkneła- Dlaczego go zabiłeś?
-Zasłużył- lew otrzepał futro, po czym spojrzał na martwe ciało
-Jesteś głupcem!- krzykneła wściekle lwica.
-Jezu,przepraszam- lew powiedział to czóle i z poczuciem winny, jego oczy były przerażone.
-Słucham?- Moama spojrzała na króla.
-AŁA!!!-krzykną zielonooki i upadł na ziemie- Prosze zostaw mnie- szepną król.
-Co powiedziałeś?- zdumiona królowa , wciąż zapłakana, podeszła niepewnym krokiem do lwa.
Zarys leżał sparaliżowany,jego oczy zmieniały odcień z jasnego zielonego na ciemny zielony. Moama przyjżała się dokładnie. -Czy ty?
-W...ybacza... mi-zadrżał lew wymawiając z trudem słowa.
-Że co?- lwica nie dowierzała- coś knujesz.
-Nie... Eramo prosze- sapną król.
-Do kogo ty mówisz?-warkneła królowa.
-Dlaczego mi to robisz?- zapytał żałośnie król.
Lwica spojrzała ostatni raz na Zarysa i podeszła do martwego ciała. Moama zacisneła zęby aby nie pozwolić sobie napłacz,  po czym z trudem wzieła na swoje barki ciało. Nie było takie ciężkie jak zdawało się.
-Nie nawidze cię-sykneła do Zarysa i ostrożnie zeszła z czóbka skały. 
Walka trwała dalej, jednak królowa nie przejmowała się tym, niosła teraz martwe ciało kogoś bliskiego, kogoś kogo naprawde kochała.
OCZAMI ERNA
To co teraz czułem było nie do opisania. Byłem mordercą zabijałem inne lwy. Byli i są Demonami ale jeśli ktoś bardzo zechce to stanie się kimś dobrym. Czarny legion zrobił mnóstwo szkud ale ja nie potrafiłem zabijać. Na moich oczach gineły lwy te dobre i te złe,ale co zrobić świat jest dla nas podły.

Walnąłem łapą pysk Voriego, który upadł w kałurze krwi. 
-Jesteś zarazą, która rozprzestrzenia się między uczciwymi lwami- sapną Vori wstając ciężko z ziemi.
-A ty jesteś grzybicą pod paznokciem Nimfy- uśmiechnołem się szyderczo i podstawiłem noge siwemu. Lew wyrżną orła i zarył pyskiem we krwi. Zostawiłem grzybice samą i ruszyłem na pomoc Gai, która znalazła się w ślepym zaułku. 
-Masz może siostre?- zapytałem lwa zbliżającego się do Gai.
-Tak, a co?- odpowiedział zbity z tropu.
-To powiedz jej że zad to ma jak betoniara- puściłem oczko do lwicy, po czym wskoczyłem z pazurami na wsciekniętego lwa. Walak była ostra. Byłem słabszy i mniejszy. Lew zakleszczył swoje zęby na moim uchu,syknąłem i kopnołem lwa tam gdzie najbardziej boli. Zabójca aż usiadł z bólu,co wykorzystłem i podrapałem mu brzydką morde. Lew piskną po czym powalił mnie na łopatki i zaczą mi wyrywać grzywe. Odwzajemniłem mu się złamaniem łapy. Z trudem odepchnołem napastnika i skoczyłem mu na przednią prawą łape łamiąc ją. Lew leżał i sapał, patrzyłem na niego. Odczytałem z jego oczu zmęczenie, błaganie o litość. Stałem bezradnie i patrzyłem jak cierpi. Nie mogłem wytrzymać. Złapałem za kark napastnika i przeciągnołem go w mniej brutalne miejsce.
-Zabijesz mnie teraz?- zapytał lew patrząc na mnie podejrzanie.
-Jak cie zwą?
-Syrius-odpowiedział obojętnie i spóścił łeb.
-Pokaż tą łape- poleciłem i przyjrzałem się okalrczonej łapie-Pewnie cie bolało?
-Nawet nie wiesz jak bardzo-sykną.
Przysunołem łape bliżej do siebie. Wziołem dwa spruchniałe patyki i przyłożyłem je do kończyny Syriusa, a następnie owinołem to ogromnym piórem znalezionym w pobliżu skał.
-Nie możesz teraz walczyć-oświadczyłem.
-Jesteś inny niż my- zauwarzył lew i zasną.

Zostawiłem lwa i ruszyłem na pomoc innym.

OCZAMI ASANTY
-Popatrz w gwiazdy- rzekła staruszka i wskazała na niebo- To właśnie tam są wszyscy zmarli.
-Naprawde?
-Tak Asanto, teraz zaczniesz walczyć umysłem, pomyśł czego najbardziej pragniesz
Rozejrzałam się do okoła. Siedziałam na czóbku Baobabu ze zwariowaną małpiszonką. W oddali toczyła się walka.
Zacisnełam zęby i powieki. Myślałam i to bardzo mocno. Cały czas powtarzałam w myślach to czego pragne. Wyobrażałam to sobie z najmniejszymi szczegółami. 
Światło oślepiło moje oczy, odruchowo schowałam łeb w łapach.
-Spróbój jeszcze raz
Po głowie wędrowało mi to czego chciałam. 
Światło znowu mnie oślepiło jednak spojrzałam na niebo. 
 Na niebie ukazało się mnóstwo głów lwów. 

-Wow!- otworzyłam pyszczek ze zdumienia
-Jesteśmy z tobą Asanto- oznajmił melodyjny głos.

-:-
No i 16 rozdział skończony, mam nadzieje że ciekawszy niż poprzedni.
1.Czego spodziewacie się w kolejnym rozdziale?
2. Co sądzicie o dziwnym zachowaniu Zarysa.
3.Czy podoba wam się narracja 
bohaterów?
4.Czy podoba wam się nowy wygląd bloga?
Pozdrawiam.

wtorek, 12 września 2017

Zparaszam!!

Zapraszam na mojego kolejnego bloga
↓                                                                   ↓
krollewowszystkimioniczym.blogspot.com

                            ZAPRASZAM

sobota, 9 września 2017

15. Śmierć bliskiego

Czarny lew podszedł do króla, patrząc na niego spode łba.
-Jak możesz...
-A więc to ty jesteś ojcem tego dziecka, mogłem się domyśleć-szepną lew tak aby nikt nie usłyszał
Loksi kiwną twierdząco głową. Dwa lwy patrzyły na siebie wściekle, byli gotowi do walki. Czerwonooki wysuną pazury i warkną cicho-To już czas- lew wtopił ostre pazury w bok króla. Zarys rykną z bólu,rozpoczeła się walka, krwista walka. 
Czarny Legion przystąpił do gry.
-Erno gdzie idziesz?-zapytała Evia przedzierając się przez walczące lwy. 
-Do Moamy, nie idź za mną- brat znikną lwicy z oczu.
-:-
-Możemy iść?- zapytała dosyć młoda lwica.
-Jeszcze chwila-Haren ukrywał się wraz z garstką stada za wielkimi kamieniamy leżącymi u podnóża skały.
-:-
Młody lew z trudem wdrapał się na skałe aby móc zobaczyć Moame.
Lwica leżała, a obok niej stały Gaja i Stayni,wierne przyjaciółki.
-Czy ja odchodze? Jestem słaba- powiedziała cicho i nie wyraźnie królowa.
-Nie jesteś słaba- zaprzeczył Erno podchodząc do trzech lwic.
-Mój drogi Erno tylko widok twój i Harena doda mi sił- na pysku Moamy zakwitniał mały uśmiech.
-Musisz wstać,potrzebują cię, twój syn cię potrzebuje- rzekła Satyni.
-Mój syn mnie nie nawidzi-oznajmiła Moama i zamkneła oczy.
-Nie, prosze nie!-krzyczał Erno.
-Była wspaniałą królową-Satyni pochyliła głowe nad ciałem, z jej oka wyleciała łza, która wylądowała na nosie Moamy.

Stał się cud! Lwica wstała o własnych siłach.
-Jak ty to zrobiłaś?- zapytała Gaja spoglądając z podziwem i zdziwieniem na córke Zarysa.
-Nie mam pojęcia-Satyni spojrzała na Moame-Dasz rade walczyć?
-Myśle, że tak-królowa wysuneła pazury.
-Jakim cudem...?- Erno wybałuszył oczy.
-Nie mam pojęcia ale zawsze od urodzenia robiłam dziwne rzeczy-przyznała Satyni.
-Nie mamy czasu na gadanie trzeba pomóc innym- królowa rozejrzała się wokół siebie -Gdzie jest Loksi?
-Tam na górze!-krzykneła Gaja wskazując dużą półke skalną.
-Ide tam-rzekła królowa i kiedy miała pobiedź pomóc mężu, Erno zatrzymał ją.
-Erno ja muszę
-Tylko uważaj na siebie-Erno uśmiechną się łagodnie,po czym odsuną się od przyjaciółek Moamy i rykną doniośle.

-Szybko, to znak-stwierdził Storm i pogonił stado gotowe do walki.
Mała bitwa zrodziła się w wojne, to poraz pierwszy od tysiąca lat dobre lwy zaatakowały złe! Nigdzie nie brakowało rozlewu krwi, dosyć dobrze było słychać odgłos łamanych kości. Walka była dosyć niesprawiedliwa, ponieważ Czarny Legion był o wiele większy i silniejszy, ale czego nie zrobią lwy aby wywalczyć pokój i wolność.

-Już czas?-zapytała ponownie młoda lwica.
-Tak, już czas-stwierdził fioletowooki i garstka lwów ruszyła do akcji.

OCZAMI HARENA
Ja i garstka lwów wyszliśmy zza kamieni, nikt nas nie zauważył. Szedłem spokojnym krokiem, a za mną stadko. Starałem zachować spokój, było to jednak bardzo trudne, na moich oczach gineli znajomi, przyjaciele, rodzina.
-Haren, oni mają przewagę czas im pomóc- otparła moja babcia.
Nic nie odpowiedziałem, kiwnołem tylką głową. Lwy ruszyły do walki, ja sam zostałem. Sam nie wiem co czułem, strach, nienawiść? A może bezradność? Te dosyć duże czarne bestie nie były zwykłymi głupimi hienami, oni byli od małego hodowani na zabójców. Nie mogąc patrzeć na rozlaną krew ruszyłem do walki. Dwa szare lwy wyskoczyły na mnie z pazurami. Stanąłem na dwóch łapach i uderzyłem jednego lwa w pysk. Stary lew upadł, drugi trochę młodszy od tamtego wskoczył mi na plecy i wgryzł swoje czerwone od krwi zęby w mój kark. Ryknąłem z bólu i upadłem na ziemię. Z karku sączyła się krew, zacisnąłem zęby i z nienawiścią żuciłem się na lwa, który przegryzł mi kark. Jednak lew już leżał został pokonany przez Gaje, która uśmiechneła się do mnie.
-Wszystko w porządku?- zapytała pogodnie jak by wojny nie było.
-Powiedzmy-uśmiechnąłem się, w duszy wybuchłem śmiechem, lwica zachowywała się jakby była na porannym spacerku.
Przedarłem się przez walczące lwy. Moje łapy toneły w kałurzy krwi. Na ziemi leżały martwe lwy. Rozpoznałem pare, były to lwy z Rajskiej Wyspy i moi przyjaciele z dzieciństwa. Odwróciłem łeb aby nie patrzeć na zwłoki, przegrywaliśmy. Nagle zobaczyłem małe lwiątką było przerażone i mokre od krwi. Ruszyłem co sił w łapach aby uratować maleństwo.
-Co tu robisz?-zapytałem czule malucha. Lwiątko odwróciło główkę w moją stronę.
-Boję się,chce do mamy- maleństwo zapłakało. Tym małym lwiątkiem była moja siostra! Bez zastanowienia złapałem malucha i oddaliłem się od pola bitwy.
-Co tam robiłaś?-powtórzyłem pytanie kładąc lwiątko na kępke trawy.
-Szukałam mamy, zabijesz mnie?-dziecko wciąż płakało.
-Nie zabije-wziąłem głęboki oddech- jestem twoim bratem Asanto.
-Haren? Troche inaczej sobie ciebie wyobrażałam- stwierdziła.
-Nie możesz iść tam jest niebezpiecznie. Rozumiesz?
-Rozumiem-dziecko pochyliło głowę.
-Kto się tobą zajmie?-pomyślałem na głos, a mała spojarzała na mnie, coś ją olśniło.
-Może ta stara małpa się mną zajmie
-Jaka małpa?
-Szamanka, ja wiem gdzie to jest
-Nie lepiej nie, zchowaj się za tym głazem i nie wychodź! Jasne?
-:-
Zarys wgryzł się w ciało generała.
-Zdrajco!-warkną i przydeptał ogon lwu.
Loksi nie słuchał króla, tracił już siłe, czół jak jego powieki zaraz opadną,nogi mu drżały z bólu.
-Żegnaj, generale-sykną Zarys i popchną lwa tak, że nie miał już siły wstać-Miło było
-Nie!- rykneła Moama i skoczyła na Zarysa powalając go na ziemie, daleko od Loksjego.
-Loksi-szepneła.
-Jesteś tu?
-Tak jestem przy tobie-lwica pochyliła się nad lwem.
-Kocham cię
-Loksi, prosze
-Byłem złym lwem- czerwonooki mówił co raz ciszej-Ale dzięki tobie, stałem się dobrym lwem, Aniołku.
-Nie Loksi!!Musisz żyć,Asanta musi cie poznać,Kocham cię!-Moam krzyczała, do oczu napływały jej łzy.
-Czuje, że już zabierają mnie tam
-Nie!! Zostań tu jeszcze- szlochała lwica.
-Zasłużyłem-powiedział spokojnie lew.
-Potrzebujemy cie, prosze zostań! Nie zostawiaj mnie!
-Aniołku
-Prosze- szepneła lwica i otarła swoją głowę o głowe męża-Prosze

Na niebie pojawiły się chmury i spadł deszcz. Tak deszcz, którego nie było już bardzo długo. Królowa klęczała nad martwym mężem,po jej policzkach pociekały łzy zmieszane z kroplami deszczu. Lwica zamknęła oczy, ktoś bliski jej sercu odszedł, był kiedyś demonem,a teraz aniołem. Nie teraz nie, teraz jest duchem, który zamieszka w sercu Moamy, Harena, Erna i Asanty. Lwica klęczała dalej, a u podnóża skały dalej toczyła się wojna.Czy wojan się skończy tego nikt nie wie.
-:-
I co sądzicie o rozdziale? Mam nadzieję, że nie nudny :) Tak wiem koniec nie jest wesoły, ale tak właśnie wygląda wojna.
Teraz rozdziały będą dodawane co sobote.
1.Czy Moama pogodzi się ze śmiercią Loksjego?
2.Kiedy skończy się wojna?
3.Jak myślicie skond tyle złości w sercu Zarysa?
Pozdrawiam.

piątek, 1 września 2017

Taki sobie post

Witam, witam, witam. Trochę zaniedbałam bloga i was też. Rozdziały mogły być nieco chaotyczne. Nie odpisywałam na wasze komentarza i nie komentowałam ani nie czytałam waszych postów, za co bardzo przepraszam.
Powodem zaniedbania było lenistwo, zmęcznie, brak motywacji i ciężka choroba mojego psa,z którą dalej walczymy. Przez chorobe, był stres, zmęcznie i uczucie pustki był też taki moment, w którym wszystko straciło dla mnie sens nie tylko pisanie ale i jazda konna, którą kocham i wiele innych rzeczy. Więc mam nadzieję, że mi wybaczycie i też pomożecie motywacją do pisania rozdziałów,chciała bym widzieć, że wogule to czytacie i ta historia was wciągnęła. Oczywiście bardzo dziękuje Emilce Uru,która komentuje każdy post przez co mam motywacje do pisania. Opowieść jest pisana nie tylko dla mnie ale też i dla was. Weny mi nie zabrakło ( mam nawet już pomysł na drugi sezon tej historii) więc nie macie się co martwić, może kolejne rozdziały was nawet zaskoczą:) A i muszę przypomnieć, że zbliża się  (niestety) okres szkolny przez co rozdziały będą dodawane nie tak często jak wcześniej.

Pozdrawiam i życzę miłych,ostatnich dni wakacji.